cookies

 

Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.

Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Rozmiar tekstu: A+ A-

Riko opowiada o kotach niezwykłych

„Riko, sam kocur niezwykły, o sobie, swoim życiu, kotach ze swojej ferajny oraz swoich i obcych ludziach, opowiada w książce „Riko i my. O kotach, ludziach, przyjaźni i zaufaniu”. Opowieści te są i wesołe, i smutne, i twarde, i łagodne – jak to w życiu. Wszystkie zdarzyły się naprawdę, i wiele nauczyły ludzi Rikiego. Aby je poznać, warto kupić książkę, no i zajrzeć na stronę www.facebook.com/rikoimy, gdzie informacji o książce, Rikim, i jego ferajnie jest dużo więcej, niż tutaj.

Jednak na świecie istniało i istnieje bardzo wiele innych kotów niezwykłych. Jedne były niezwykłe w okolicznościach ekstremalnych, a inne w zwykłej codzienności. O tych właśnie kotach, niezwykłych na wiele sposobów, będzie tutaj opowiadał Riko. Czasami Riko opowie też coś o sobie, albo o kotach ze swojej ferajny, a nawet o ludziach. Zachęcamy do lektury.”

16.07.2014 Autor: Ludwik Kozłowski

Riko opowiada o Bashucie - kocie dobrodusznym

David Villalobos jest młodym człowiekiem, obecnie 27-letnim i znowu cieszącym się życiem, ale całkiem niedawno wyglądało na to, że wcale tak nie będzie.
Riko opowiada o Bashucie - kocie dobrodusznym Riko opowiada o Bashucie -...

David urodził się, wychował i ukończył studia w Nowym Jorku. Szło mu bardzo dobrze, i zaraz po studiach znalazł pracę w obrocie nieruchomościami. Dobrze płatna praca w dużym mieście miała jednak i ciemniejszą stronę – codzienny, morderczy wyścig szczurów, w którym nie ma przyjaciół, no chyba, że ktoś kupi sobie, albo weźmie ze schroniska, psa lub kota.

David Villalobos nie skorzystał z tej opcji, i już po dwóch latach pracy, w wieku lat 25, zaczął zachowywać się, zdaniem kolegów, dziwnie. Bywał roztargniony, nieobecny, zaczął tracić klientów. Dostrzegł problem, i udał się do lekarza. Przypadek nie był odosobniony, przepisano mu środki psychotropowe, i uznano, że pacjent da sobie radę.

Niestety, nie dał sobie. Lekarstwa zamiast pomóc, zaszkodziły, i do objawów rozkojarzenia doszły szybko się nasilające stany depresyjne i myśli samobójcze, próby dostosowania składu i dawki leków nie przynosiły rezultatów. Było na tyle źle, że rodzice namówili Davida, aby ponownie z nimi zamieszkał, i roztoczyli nad nim opiekę. Ponieważ w dzieciństwie i młodości David bardzo lubił zwierzęta, ale nie tyle domowe, ile dzikie, w weekendy państwo Villalobos stali się stałymi bywalcami ZOO w Bronxie.

ZOO to zorganizowane jest w ten sposób, że zwierzęta mają wielkie wybiegi dostosowane do swoich potrzeb i charakteru, na których żyją w warunkach zbliżonych do naturalnych, a obserwowane są przez zwiedzających z góry, z wagoników kolejki jeżdżącej nad wybiegami dla zwierząt. Oczywiście, cały system jest odpowiednio zabezpieczony, aby uniemożliwić wpadnięcie kogoś z odwiedzających na teren należący do zwierząt.

O ile ogólnie żadnej poprawy zdrowia Davida nie było widać, o tyle wyglądało na to, że same wizyty w ZOO dobrze mu robią – chłopak się uspokajał, przestawał powtarzać depresyjne opowieści, i wyraźnie odżywał, zwłaszcza na widok kotowatych.

Niestety, były to pozory.

Jak się któregoś dnia okazało, David coraz bardziej pogrążał się w świecie alternatywnym, a jego ożywienie brało się z faktu, iż w trakcie wizyt planował w świecie realnym, jak przenieść się do świata równoległego, istniejącego w jego wyobraźni.

Konkretnie, jak się potem okazało, postanowił zamieszkać sam z tygrysami.

Starannie rozpracował tor jazdy kolejki, i wypatrzył miejsce, w którym, przy solidnym odbiciu, istniała szansa przeskoczenia nad siatkami zabezpieczającymi, i wylądowania na wielkim, pełnym zieleni wybiegu tygrysów. Co się rzadko zdarza, na wybiegu razem mieszkała ich czteroosobowa rodzina – dwoje rodziców i dwoje solidnie już podrośniętych młodych.

Nadzwyczajne było to, że tygrysy, a już zwłaszcza syberyjskie, są wybitnie samotnicze, samce niemal nigdy nie uczestniczą w wychowaniu młodych, bywa, że są dla nich groźne. Tygrysom z południa, w tym szczególnie indonezyjskim, zdarza się tworzyć klany (niedawno opisywany był przypadek, gdy grupa indonezyjskich tygrysów, będących pod ścisłą ochroną, zabiła kilku kłusowników, odpowiedzialnych za śmierć małego tygryska z ich klanu), ale tygrysom amurskim, największym z syberyjskich, nigdy.

Tak czy inaczej, David Villalobos zaplanował swój skok prawidłowo, i z rozmachem wylądował dokładnie między dwoma młodymi. Te nie były już małe, ale zaskoczone sytuacją, uciekły zamiast zaatakować. Potłuczony po skoku z mniej więcej wysokości pierwszego piętra, ale wciąż w niezłej formie, David ruszył za nimi, chcąc się zbratać z nową rodziną.

Miał, jak się okazało, mnóstwo szczęścia. Młode podniosły wrzask, ale na miejsce pierwsza dobiegła nie ich matka, tylko Bashuta, 300-kilogramowy pan i władca okolicy. Coś podobnego jeszcze się nie zdarzyło w jego 11-letnim życiu, ale ogromny kot udowodnił po raz kolejny, że jest wyjątkowy. Pacnięciem łapy – pacnięciem, nie uderzeniem, bo należy wiedzieć, że uderzeniem łapą samiec tygrysa syberyjskiego łamie kark wołu – przewrócił Davida na ziemię i usiadł obok.

Żyjący w swoim świecie David Villalobos nie współpracował jednak, i ponownie ruszył w stronę kociaków, które w międzyczasie zrozumiały już, że przeciwnik jest jak najbardziej możliwy do pokonania, i właśnie zbierały się do kontrataku. Bashuta ponownie pacnął Davida łapą, a kiedy ten znów próbował wstać, kilkakrotnie lekko – nie miażdżąc kości – ale boleśnie ugryzł go w nogi. Tym razem David wrócił do rzeczywistości, i nie wyrywał się, kiedy Bashuta lekko przycisnął go łapą do ziemi.

Zasadniczo sytuacja była opanowana. Bashuta ostrym warknięciem przywołał do pionu chcące zrobić z intruzem porządek kociaki, drugim, nieco łagodniejszym, ale też zdecydowanym, nakazał swojej małżonce zostawić w spokoju tego natrzaśniętego dwunoga, i zaryczał rozgłośnie, wzywając obsługę. Od razu pomogło – ludzie z kolejki i jej operator też już podnieśli rejwach, więc opiekunowie tygrysów zjawili się błyskawicznie. Nie było potrzeby odpędzania tygrysicy i młodych – Bashuta sam z siebie kazał im trzymać się z daleka, i całkowicie spokojnie przekazał Davida pod opiekę znanych sobie ludzi.

W szpitalu okazało się, że David Villalobos najpoważniejszych obrażeń – pęknięta ręka, uszkodzony bark, złamane żebro – doznał w trakcie skoku. Bashuta pacnął go dwa razy bez wysuwania pazurów, a w udo ugryzł tak, żeby zabolało i oprzytomniło, ale bez złamania kości czy jakiegokolwiek szarpania, mogącego spowodować poważne uszkodzenia – trochę tak, jak domowy kot potrafi niekiedy ostrzegawczo chwycić zębami, kiedy np. ma już całkiem dość niezbyt miłej dla niego zabawy.

Mało tego – David i jego rodzice przekonani są, że Bashuta darował mu życie dwa razy. Raz, gdy nie zabił intruza, co przecież byłoby jak najbardziej naturalne. Dwa, że w szpitalu postarano się dogłębnie wyjaśnić, co właściwie spowodowało jego fiksację. Ponad wszelką wątpliwość okazało się, że leki. Zaordynowano ich odstawienie, w połączeniu z wyrokiem sądu (David uniknął skazania za bezprawne wtargnięcie i narażenie życia ludzi interweniujących na tygrysim wybiegu), nakazującym roczne leczenie psychiatryczne w warunkach szpitalnych. Podstawą terapii była praca Davida, jako wolontariusza, na przyszpitalnej farmie danieli, jeleni i innych tego rodzaju zwierząt, będącej elementem procesu terapeutycznego.

Leczenie przebiegło doskonale, w ciągu roku demony zniknęły.

A, i jeszcze jedno – David Villalobos zmienił pracę, obecnie jest zatrudniony w organizacji zajmującej się ratowaniem wielkich kotów zagrożonych wyginięciem. Tygrysy amurskie są, niestety, bardzo wysoko na tej liście.

Komentarze (0)
Nie pamiętam hasła
Chcesz dołączyć do nas ? Zarejestruj się
 

Innowacyjna gospodarka Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego