cookies

 

Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.

Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Rozmiar tekstu: A+ A-

Riko opowiada o kotach niezwykłych

„Riko, sam kocur niezwykły, o sobie, swoim życiu, kotach ze swojej ferajny oraz swoich i obcych ludziach, opowiada w książce „Riko i my. O kotach, ludziach, przyjaźni i zaufaniu”. Opowieści te są i wesołe, i smutne, i twarde, i łagodne – jak to w życiu. Wszystkie zdarzyły się naprawdę, i wiele nauczyły ludzi Rikiego. Aby je poznać, warto kupić książkę, no i zajrzeć na stronę www.facebook.com/rikoimy, gdzie informacji o książce, Rikim, i jego ferajnie jest dużo więcej, niż tutaj.

Jednak na świecie istniało i istnieje bardzo wiele innych kotów niezwykłych. Jedne były niezwykłe w okolicznościach ekstremalnych, a inne w zwykłej codzienności. O tych właśnie kotach, niezwykłych na wiele sposobów, będzie tutaj opowiadał Riko. Czasami Riko opowie też coś o sobie, albo o kotach ze swojej ferajny, a nawet o ludziach. Zachęcamy do lektury.”

21.03.2014 Autor: Ludwik Kozłowski

Riko opowiada o Jupiterze - kocie, który został królem

Jupiter od początku nie miał szczęścia. Urodził się wprawdzie pod dachem, ale w złym miejscu, w złym czasie i u złych ludzi.
Riko opowiada o Jupiterze - kocie, który został królem Riko opowiada o Jupiterze -...

Nikomu z nich nawet nie przyszło do głowy, że kot – czyli zwierzę, a więc rzecz – może czuć, cierpieć, kochać i chcieć być kochanym. W dodatku, jak to na ogół bywa, Jupiter był jednym z kilkorga rodzeństwa, więc tym mniej był wart – nie ten, to będzie jakiś inny.

Jupiter był więc głodny, zaniedbany i nieszczęśliwy, a mimo to nie okazywał złości. Problemy wzrosły, gdy Jupiter nieco podrósł, a jego ludzie wpadli na pomysł, żeby zacząć uczyć go różnych sztuczek. Koty lubią się bawić, ale te sztuczki były sprzeczne z kocią naturą, a poza tym – trudno figlować, kiedy jest się głodnym i chorym. Jupiter uczył się więc niechętnie, i zaczęto go bić. To wiele nie pomogło, więc Jupitera bito dalej, więcej, częściej i mocniej. Bez rezultatu – nauka sztuczek dalej szła mu jak najgorzej, więc kiedyś w przypływie wściekłości „dobrzy ludzie” skatowali Jupitera prawie na śmierć, i zadali sobie ten trud, aby go wywieźć do lasu za miastem i wyrzucić w krzaki.

Rzecz działa się w kolumbijskim mieście Cali, które swego czasu cieszyło się złą sławą z powodu narkotykowych gangów, ale to nie gangsterzy tak potraktowali Jupitera, tylko zwyczajni ludzie – tym niemniej, kot leżał i czekał na śmierć.

Jednak śmierć nie przyszła. Las, w którym wyrzucono Jupitera, był jakby naturalną kontynuacją rozległego, podmiejskiego parku, odwiedzanego przez licznych spacerowiczów, biegaczy i rowerzystów. Do lasu zapuszczali się tylko niektórzy z nich, i pewnego słonecznego dnia 1999 roku na nieco dalszą wycieczkę wybrała się Ana Julia Torres, nauczycielka z miejscowej szkoły. Włóczyła się trochę bez celu, kiedy usłyszała z zarośli jakieś jęki.

Jako się rzekło, Cali słynęło z narkotykowych gangów, więc pierwsze skojarzenie było oczywiste – w krzakach dogorywa jakiś bandzior, który miał mniej szczęścia w gangsterskich rozliczeniach. Ana przemogła strach, i poszukała źródła jęków.

Był nim Jupiter.

Transport poranionego, brudnego, umierającego kota nie był rzeczą łatwą ani przyjemną, ale pierwszy raz w życiu Jupiter trafił na człowieka nie będącego łotrem. Ana Julia Torres zapamiętała miejsce, rzuciła się biegiem do samochodu, wpakowała kota na tylne siedzenie, i po chwili Jupiter zmierzał w stronę jej niedużego domku.

Ana była wprawdzie nauczycielką, lecz miała także wykształcenie pielęgniarskie, i ze względów finansowych, po stwierdzeniu, że Jupiter nie ma żadnych złamań, postanowiła leczyć Jupitera sama. Była to droga przez mękę – kot robił pod siebie, wymagał mycia, karmienia i ciągłej opieki, miał też poważne problemy psychiczne, i kiedy trochę odżył, na zmianę bronił się i żądał ciągłych czułości.

Trwało rok, zanim Jupiter ostatecznie wydobrzał, odzyskał spokój ducha i przestał sprawiać problemy. Wtedy, jak to w życiu, okazało się, że Ana musi wyjechać z Cali, i niestety nie może zabrać kota ze sobą. Jednak Ana wykazała się raz jeszcze, i znalazła Jupiterowi bezpieczny dom. Był tam wprawdzie tylko jednym z wielu podopiecznych, ale nikt go nie krzywdził, miał co jeść i gdzie spać – na tle poprzednich doświadczeń, było to bardzo dużo.

Pani Torres nie było w Cali przez 6 lat, jednak po powrocie pierwsze kroki skierowała do Jupitera. Kot żył, był w bardzo dobrej formie, i natychmiast poznał swoją wybawicielkę. Radosnemu powitaniu nie było końca, a następnego dnia okazało się, że wizyty Any muszą być codzienne, bo inaczej Jupiter zaczynał szaleć.

Zresztą, wkrótce przestało to stanowić kłopot. Pani Torres nie podjęła pracy nauczycielki – założyła schronisko dla skrzywdzonych i porzuconych zwierząt, a jego pierwszym lokatorem został oczywiście Jupiter.

Schronisko w krótkim rozwinęło się nadzwyczajnie. Dzisiaj Villa Lorena Shelter zajmuje wielki, pełen zieleni, zadbany teren, gdzie pod opieką licznego personelu odzyskuje zdrowie i spokój ducha, a potem komfortowo żyje, przeszło 800 zwierząt najróżniejszych gatunków, które przedtem od ludzi doznały tylko okrucieństwa. Oprócz opieki nad zwierzętami, Ana Julia Torres wróciła też do działalności dydaktycznej – w schronisku odbywają się systematycznie lekcje dla dzieci, a także spotkania i seminaria dla dorosłych, uczące, że zwierzę jest kimś, a nie czymś, i że należy je odpowiednio do tego traktować, co niekiedy może być trudne, ale jednak warto.

Bardzo istotnymi uczestnikami tych lekcji są, rzecz jasna, zwierzęta ze schroniska. Jest ich, jako się rzekło, przeszło 800, od zwierzątek domowych, poprzez papugi, flamingi, małpy, krokodyle, wielkie węże, pumy, tygrysy, aż po uwolnionego z cyrku słonia. Nad wszystkimi zaś miłościwie panuje, i zwierzchnią władzę dzierży Jupiter.

Jupiter, prawdziwy Król Lew. Bo Jupiter jest lwem – ogromnym, ważącym 250 kilogramów lwem, którego życie zaczęło się udręką w jakimś nędznym cyrku, który potem przez rok dzielił życie w małym, podmiejskim domku ze swoją wybawicielką, i który poznał ją po 6 latach rozłąki, a teraz jest Królem Lwem.

 


 

Komentarze (1)
Dominika 07-07-2014 18:20:18
zgłoś do moderacji wspaniały kot
Nie pamiętam hasła
Chcesz dołączyć do nas ? Zarejestruj się
 

Innowacyjna gospodarka Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego