cookies
Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.
Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.
Riko opowiada o kotach niezwykłych
„Riko, sam kocur niezwykły, o sobie, swoim życiu, kotach ze swojej ferajny oraz swoich i obcych ludziach, opowiada w książce „Riko i my. O kotach, ludziach, przyjaźni i zaufaniu”. Opowieści te są i wesołe, i smutne, i twarde, i łagodne – jak to w życiu. Wszystkie zdarzyły się naprawdę, i wiele nauczyły ludzi Rikiego. Aby je poznać, warto kupić książkę, no i zajrzeć na stronę www.facebook.com/rikoimy, gdzie informacji o książce, Rikim, i jego ferajnie jest dużo więcej, niż tutaj.
Jednak na świecie istniało i istnieje bardzo wiele innych kotów niezwykłych. Jedne były niezwykłe w okolicznościach ekstremalnych, a inne w zwykłej codzienności. O tych właśnie kotach, niezwykłych na wiele sposobów, będzie tutaj opowiadał Riko. Czasami Riko opowie też coś o sobie, albo o kotach ze swojej ferajny, a nawet o ludziach. Zachęcamy do lektury.”
Riko opowiada o Puddingu - kocie, który spłacił swój dług
Wprawdzie ma już swoje lata, ale wygląda wspaniale, chociaż nie zawsze tak było.
Pudding urodził się około 2000 r., jako kocur wolno żyjący, w Door County, Wisconsin. Wyróżniał się wielkością, siłą, ciekawstwem i urodą, więc wkrótce został zabrany do czyjegoś domu. Bardzo mu się spodobało, ale, jak to często bywa, po kilku miesiącach znudził się dobrym ludziom, i został z powrotem wystawiony za drzwi, bez prawa powrotu. Ponieważ w międzyczasie przywykł do mieszkania w domu, na ulicy czuł się źle, i szukał zainteresowania wśród przechodniów. Wreszcie ktoś się nad nim zlitował, i zaniósł go do Door County Humane Society, czyli lokalnego schroniska dla bezdomnych zwierząt.
Pudding został wysterylizowany, zaszczepiony, odkarmiony i chociaż warunki w DCHS są wręcz luksusowe, wciąż szukał nowych opiekunów. Był piękny, a oprócz tego dystyngowany, spokojny i przyjazny – to zresztą jedna z pozytywnych cech maine coonów – ale miał pecha. W okresie 2003 – 2012 kilkakrotnie zabierano go do domu, i kilkakrotnie zwracano. A to za duży, a to przeprowadzka, a to śpi z dzieckiem i nie można go tego oduczyć, a to inne „ważne” powody... Wyglądało na to, że Puddingowi pisane jest życie wiecznego rezydenta schroniska. No cóż, trudno – opiekuńczy Pudding zaprzyjaźnił się z młodszym i dwa razy od niego mniejszym kocurkiem Wimsy, którego też jakoś nikt nie chciał adoptować, i jakby odsunął się nieco od ludzi, choć ci w schronisku byli i dla niego, i dla innych kotów bardzo dobrzy.
Wreszcie, w lutym 2012 r., do Door County Humane Society zajrzała pani Amy Jung, wraz ze swoim synem Ethanem. Nie mieli zamiaru adoptować żadnego kota, chcieli po prostu pobawić się z tymi, które mieszkały w schronisku czekając na swoich ludzi. Spośród wielu kotów, które chodziły luzem po dużym, zadaszonym, ogrzewanym i pełnym zakamarków wybiegu, był i Pudding. Chociaż wraz ze swoim kumplem z reguły trzymał się na uboczu, tym razem od razu podszedł do pani Jung.
Od razu przypadli sobie do gustu. Pudding bawił się chętnie i z Amy, i z Ethanem, nie chciał odejść, wizyta się przedłużała, i wreszcie zapadła decyzja – bierzemy go do domu. I tu nastąpiła niespodzianka. Kiedy pracownik schroniska chciał Puddinga zabrać i przygotować do przekazania nowym opiekunom, kocur prychnął ostrzegawczo, wyrwał się i gdzieś znikł. Ledwie pani Jung zdołała powiedzieć, że może nie bez powodu dotąd u nikogo nie zagrzał miejsca, Pudding już był z powrotem. Przyprowadził ze sobą Wimsy – kocurka, z którym się zaprzyjaźnił w schronisku. Olbrzym miauknął prosząco, i ludzie go zrozumieli – do nowego domu zabrano obu.
Na nowym miejscu Wimsy czuł się nieco nieswojo i przezornie gdzieś się schował, ale Pudding od razu objął włości w posiadanie. Obszedł dom, pozaglądał we wszystkie kąty, zwiedził pokoje, a w jednym, który był zamknięty, zaprezentował swoje możliwości – wspiął się, i pacnięciem ciężkiej łapy otworzył klamkę. Widać było, że czuje się świetnie.
Swoboda Puddinga zrobiła swoje – Wimsy wyszedł z ukrycia, chwilę się przyglądał, a potem dołączył do większego kocura penetrującego nowe lokum. Przegląd wypadł pomyślnie, ludzie wystawili pyszne jedzenie, potem jeszcze dłuższy czas trwały zabawy, aż wreszcie nadszedł wieczór i pora spać – pani Jung w swoim pokoju, jej syn w swoim.
Amy Jung od dzieciństwa cierpi na cukrzycę, jest z tą chorobą oswojona, i radzi sobie doskonale. Jednak tego wieczora coś poszło nie tak. Pani Jung położyła się około 21.30, a półtorej godziny zaczęła zapadać w śpiączkę cukrzycową. Pudding, który wraz z Wimsy rozmieścił się w jej pokoju, zauważył, że jest jakiś problem.
Wskoczył na łóżko i zaczął obwąchiwać swoją panią. Szturchnął ją nosem, ale bez rezultatu. Szturchnął drugi raz, mocniej, i znowu nic. Zaczął lizać (po oprzytomnieniu Amy zdziwiła się, że ma mokrą twarz), ale to też nic nie pomogło. Kocur oparł się więc przednimi łapami o pierś swojej opiekunki i zaczął ją energicznie udeptywać. Dalej bez rezultatu, jego pani wciąż leżała bezwładnie, a Pudding skądś wiedział, że nie jest dobrze, jest wręcz bardzo źle.
Zdenerwowany kocur zaprzestał ugniatania i, choć nie było to eleganckie, zaczął łapą pacać Amy po twarzy. Pazury schował, ale że łapę miał ciężką, to ślady tego oklepu schodziły potem kilka dni – niestety, Amy dalej nie odzyskiwała przytomności. W przypływie desperacji, Pudding, wciąż nie wysuwając pazurów, z rozmachem rąbnął panią w nos. Wprawdzie siniaki spod oczu Amy znikły potem dopiero po dwóch tygodniach, ale to trafienie wreszcie pomogło – kobieta z bólu odzyskała na chwilę przytomność. Z miejsca zrozumiała, co się z nią dzieje, i spróbowała zawołać syna na pomoc. Niestety, była zbyt słaba – śpiący za zamkniętymi drzwiami Ethan nic nie usłyszał, a półprzytomna Amy, nie mogąc wstać, znów osunęła się na poduszki.
Pudding jednak zrozumiał doskonale, o co chodzi. Pobiegł do pokoju Ethana, otworzył drzwi, i solidnym pacnięciem łapą obudził chłopaka. Ten w środku nocy początkowo nie bardzo wiedział, o co chodzi, ale wściekłe wrzaski kocura natychmiast go otrzeźwiły. Pudding pobiegł do pokoju Amy, Ethan za nim – pani Jung była uratowana, syn wiedział, jak udzielić pierwszej pomocy, a potem wezwał lekarza...
Lekarz stwierdził, że gdyby Pudding spóźnił się ze swoją akcją pół godziny, Amy Jung nie wybudziłaby się ze śpiączki cukrzycowej.
Pudding nigdy przedtem nie spotkał pani Jung, nigdy też nie zetknął się z osobą cierpiącą na cukrzycę, a także, co oczywiste, nie przeszedł żadnego w tej mierze szkolenia. Na podstawie czego przystąpił do działania, jest i pozostanie niepojęte, jednak nie popełnił żadnego błędu, i pierwszego dnia w nowym domu spłacił, z ogromnym naddatkiem, dług wdzięczności za przygarnięcie siebie i swojego mniejszego przyjaciela. Niepojęte jest także, co właściwie skłoniło tego dnia panią Jung do odwiedzin kociego schroniska, do zabrania zeń Puddinga, i to zabrania wraz z Wimsy – przecież, gdyby mniejszego kocurka nie było, to Pudding miałby powód myśleć o nim, a nie o dopiero co poznanej pani, u której właśnie zamieszkał. W końcu, Wimsy’m opiekował się już jakiś czas, a różni ludzie pozbywali się go kilka razy.
Zgodnie z radą lekarza, pani Jung zarejestrowała oficjalnie Puddinga jako „zwierzę terapeutyczne”, co od strony formalnej oznacza m. in., że Pudding może jej wszędzie towarzyszyć, także np. w podróży czy hotelu, i nikt nie może stwierdzić „Kotom wstęp wzbroniony”. Od strony faktycznej zaś jest tak, że Pudding zawsze śpi w pobliżu swojej pani, i z absolutną niezawodnością podnosi alarm, gdy tylko wyczuje, że poziom cukru we krwi Amy Jung zaczyna się niebezpiecznie obniżać.
Pudding osiągnął jeszcze jeden, wielki sukces. Jego historia została nagłośniona w lokalnych mediach, w Door County Humane Society ma pamiątkową tabliczkę i broszurki o swoich sukcesach, a także organizowane są spotkania z udziałem jego i Amy Jung – czego łącznym skutkiem jest skokowy wzrost liczby adopcji, w tym także dorosłych kotów.
Jak mówi pani Carrie Counihan, dyrektor Door County Humane Society:
„W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś kot, pies czy inny zwierzak z naszego schroniska okaże się wykwalifikowanym ratownikiem medycznym i ocali czyjeś życie”.
I dotyczy to nie tylko schroniska w odległym Wisconsin...