cookies
Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.
Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.
Riko opowiada o kotach niezwykłych
„Riko, sam kocur niezwykły, o sobie, swoim życiu, kotach ze swojej ferajny oraz swoich i obcych ludziach, opowiada w książce „Riko i my. O kotach, ludziach, przyjaźni i zaufaniu”. Opowieści te są i wesołe, i smutne, i twarde, i łagodne – jak to w życiu. Wszystkie zdarzyły się naprawdę, i wiele nauczyły ludzi Rikiego. Aby je poznać, warto kupić książkę, no i zajrzeć na stronę www.facebook.com/rikoimy, gdzie informacji o książce, Rikim, i jego ferajnie jest dużo więcej, niż tutaj.
Jednak na świecie istniało i istnieje bardzo wiele innych kotów niezwykłych. Jedne były niezwykłe w okolicznościach ekstremalnych, a inne w zwykłej codzienności. O tych właśnie kotach, niezwykłych na wiele sposobów, będzie tutaj opowiadał Riko. Czasami Riko opowie też coś o sobie, albo o kotach ze swojej ferajny, a nawet o ludziach. Zachęcamy do lektury.”
Riko opowiada o Toldo - kocie, który nigdy nie zapomniał
To bukoliczna okolica, w której – jak i w całym regionie Veneto – rolnictwo, a zwłaszcza produkcja wina, wciąż odgrywa znaczną rolę, rytm życia jest niespieszny, aczkolwiek zasadniczo bardziej uporządkowany, niż na południu Włoch, a z reguły zamożni lokalni mieszkańcy swoje wygodne życie bardzo często dzielą ze zwierzętami, traktowanymi jako członkowie rodzin. Sama Montagnana wygląda, jakby zatrzymała się w czasie – zachowała się nie tylko średniowieczna zabudowa, ale i nienaruszone mury miejskie wraz z kilkusetletnim zamkiem, tyle, że obecnie wszystko to korzysta z pełnej, nowoczesnej infrastruktury.
W tych okolicznościach fakt, że Toldo urodził się w rodzinie wolno żyjących kotów, nie stanowił jakiegoś szczególnego problemu. Przez większość roku jest ciepło, przyjaźni na ogół ludzie chętnie wystawiają miseczki z jedzeniem i wodą, po wąskich, średniowiecznych uliczkach nie da się zbyt szybko jeździć samochodami, Włosi w większości koty szanują od czasów rzymskich – w takich warunkach da się wygodnie żyć nawet nie mając dwunożnego opiekuna i przyjaciela na wyłączność.
Jednak Toldo – szarobiały kocurek o jasnozłotych oczach i miękkim futerku – już od chwili, kiedy z oczu ustąpił mu niemowlęcy błękit, odznaczał się szczególnym ciekawstwem i przymilnością, więc nic dziwnego, że budził zwiększone zainteresowanie ze strony tych, którzy mniej lub bardziej systematycznie wspierali wolno żyjące koty w Montagnana. Wreszcie, gdy Toldo miał 3 miesiące i skłonność do zwiedzania świata poważnie już zaczęła się w nim rozwijać, pewien starszy pan, Renzo Iozelli, postanowił wziąć go do domu.
Pan Renzo był żonaty, rodzina kilkupokoleniowa, i Toldo natychmiast podbił serca wszystkich. Jak to młody, zadbany i dobrze odżywiony kot, otoczony przyjaźnią swoich ludzi, całkowicie opanował mieszkanie, wywracając koziołki, wspinając się z wdziękiem po firanach i zasłonach, oraz skacząc po szafach i półkach. Początkowo potrafił nawet chodzić po górnych ramach wiszących na ścianach luster, gdy urósł i już się tam nie mieścił, nabrał z kolei dość sił do tego, aby od czasu do czasu ściągnąć obrus ze stołu, nawet, gdy to i owo na obrusie stało. Tym, kto zawsze stawał w jego obronie i zawsze mu wybaczał nawet najbardziej szalone wyczyny, był senior rodu, pan Renzo.
Toldo lubił całą rodzinę Iozelli, ale właśnie starszego pana pokochał z całej duszy. Stopniowo zaprzestał domowych szaleństw, w zamian za to chadzał ze swoim opiekunem na spacery, siadywał w pobliżu, gdy ten spotykał się parku z kolegami i snuł wspomnienia o czasach, w których wszyscy byli młodsi, a świat bardziej kolorowy i kuszący, drzemał na krześle w kawiarni, kiedy pan Renzo delektował się espresso czy cafe latte, albo kieliszkiem dobrego likieru, i na krok go nie odstępował. Spał, oczywiście, na kolanach swojego człowieka w trakcie poobiednich drzemek, i w łóżku, kiedy już ludzie szli spać. W końcu poważne kocury w przeciwieństwie do młodziaków wiedzą, że noc służy właśnie do spania, najlepiej w łóżku i ludźmi, a nie do włóczenia się po dachach czy ogrodach. Toldo doszedł do tych słusznych wniosków wyjątkowo wcześnie.
Niestety, tak jakoś jest, że wprawdzie kłopoty ciągną się w nieskończoność, ale za to wszystko, co dobre, kończy się przedwcześnie. Wyglądało na to, że pan Renzo jest w dobrym zdrowiu, i czeka go długa, pogodna jesień życia, ale stało się inaczej. We wrześniu 2011 r. pan Renzo Iozelli umarł, mając zaledwie 71 lat. Jego kot dopiero wkraczał w wiek prawdziwie męski – miał 3 lata.
Do czasu pochówku Toldo nic nie jadł, nie pił, i nie ruszał się z mieszkania. Siedział na łóżku, w którym nie było już jego opiekuna, i patrzył gdzieś w przestrzeń. W dniu pogrzebu Toldo stawił się najpierw u drzwi kościoła, a potem, wraz z konduktem, poszedł na cmentarz. To był kawałek drogi, i widok idącego za trumną, wraz z żałobnikami, kota, wzbudzał pewne zdziwienie – nikt jednak nie protestował. Toldo podczas całej ceremonii siedział grzecznie, w ciszy, obok grobu. Gdy pożegnanie pana Renzo dobiegło końca, ludzie stopniowo się rozeszli, ale kot został. Prawdę powiedziawszy, nie zwrócono na to szczególnej uwagi, a w nocy Toldo wrócił do domu, zwinął się w kłębek na pustym już łóżku, i zasnął. Wczesnym rankiem zniknął, i znowu nie wywołało to większego zainteresowania.
Kiedy rodzina pana Renzo kilka godzin później odwiedziła grób, coś ją zaskoczyło – na mogile, wśród kwiatów, leżała świeża gałązka akacji, zaś akacji nigdzie w pobliżu nie było, więc nie mógł przynieść jej wiatr, a nie przynieśli także ludzie. Pani Ada Iozelli, żona zmarłego, od razu powiedziała córce, że to na pewno Toldo przyniósł tę gałązkę, ale córka starała się jej wytłumaczyć, że to jednak nie jest możliwe. Kiedy państwo Iozelli wychodzili już z cmentarza, spotkali znajomych – i ci powiedzieli im, że kot już był u swojego pana. Siedział na grobie.
Kiedy wrócili do domu, Toldo czekał, siedząc w fotelu, w którym drzemał na kolanach pana Renzo.
Od tego czasu codziennie kocur odwiedzał cmentarz, i za każdym razem coś przynosił – czasem gałązkę, czasem kwiatek, czasem jakieś piórko, czasem kolorową wstążkę czy kawałek błyszczącej folii. Za każdym razem, kiedy pani Ada Iozelli, czy ktokolwiek z rodziny wybierał się na cmentarz, Toldo im towarzyszył, ale też zawsze okazywało się, że kot był tam już wcześniej, sam, i że jak zawsze przyniósł jakiś prezent swojemu panu.
Codzienne wizyty Toldo na cmentarzu zostały zauważone i, o dziwo, w pełni zaakceptowane przez ludzi, odwiedzających swoich bliskich. No, początkowo akceptacja nie była zupełna, zdarzyło się kilku osobników, którzy próbowali Toldo wyganiać z poświęconej ziemi, a nawet rzucać kamieniami, ale kocur nie ustępował, a owym szkodnikom, którzy zapomnieli o dobrych, rzymskich jeszcze tradycjach i metodach karania za prześladowanie kotów, szybko i dobitnie wytłumaczono, że w najlepiej pojętym własnym interesie powinni zostawić Toldo w spokoju. Ponieważ człowiek trafiony serią prawidłowo dobranych argumentów z reguły nabiera rozumu, tak też się stało i tym razem – przestano kotu przeszkadzać odwiedzać swojego zmarłego człowieka, i siadywać na jego grobie.
Zimy w Veneto nie przypominają syberyjskich, ale jednak bywają nieprzyjemne, i Toldo, spędzając dużo czasu na cmentarzu, w końcu poważnie się przeziębił. Lekarz stwierdził zapalenie płuc, i dłuższy czas leczenia, a potem rekonwalescencji, kocur spędził w domu, z którego go nie wypuszczano. Początkowo protestował, ale wkrótce zrozumiał, jak niemal zawsze zdarza się w przypadku dłużej leczonych i ufających swoim ludziom kotów, że to po prostu konieczne, i zaniechał sprzeciwów. Kiedy wrócił do zdrowia, a na dworze się ociepliło, Toldo wrócił do codziennych odwiedzin u pana Renzo, i przynoszenia mu prezentów.
Tak dzieje się codziennie, aż do dzisiaj, i Toldo nie wykazuje zniechęcenia, ani nigdy nie zapomina o obowiązku, który sam przyjął. Żyje z rodziną Iozelli, której wszystkich członków kocha i okazuje im mnóstwo czułości, ale każdego dnia składa wizytę na cmentarzu, przynosi jakiś drobiazg, i długo siedzi na grobie swojego człowieka.
Jak powiedziała pani Ada Iozelli: „Myślę, że ludzie, którzy twierdzą, jakoby kot nie miał duszy, powinni jak najczęściej modlić się do św. Franciszka. Może on się za nimi ujmie, kiedy już przyjdzie ich pora, żeby wytłumaczyć się przed Stwórcą”.
Pewnie dotyczy to nie tylko kotów, i warto o tym pomyśleć w Dzień Zaduszny.