cookies
Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.
Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.
Riko opowiada o kotach niezwykłych
„Riko, sam kocur niezwykły, o sobie, swoim życiu, kotach ze swojej ferajny oraz swoich i obcych ludziach, opowiada w książce „Riko i my. O kotach, ludziach, przyjaźni i zaufaniu”. Opowieści te są i wesołe, i smutne, i twarde, i łagodne – jak to w życiu. Wszystkie zdarzyły się naprawdę, i wiele nauczyły ludzi Rikiego. Aby je poznać, warto kupić książkę, no i zajrzeć na stronę www.facebook.com/rikoimy, gdzie informacji o książce, Rikim, i jego ferajnie jest dużo więcej, niż tutaj.
Jednak na świecie istniało i istnieje bardzo wiele innych kotów niezwykłych. Jedne były niezwykłe w okolicznościach ekstremalnych, a inne w zwykłej codzienności. O tych właśnie kotach, niezwykłych na wiele sposobów, będzie tutaj opowiadał Riko. Czasami Riko opowie też coś o sobie, albo o kotach ze swojej ferajny, a nawet o ludziach. Zachęcamy do lektury.”
Riko opowiada o Oskarze - kocie, który żył na granicy światów
Z jednej strony, pewnie każdy – a przynajmniej większość - z nas chciałby się tam znaleźć jak najpóźniej, z drugiej, kiedy czas już przyjdzie, pewnie w lepszym miejscu nie sposób się znaleźć.
Steere House to dom spokojnej starości dla osób przewlekle i nieuleczalnie chorych. Obiekt jest na najwyższym poziomie, personel doskonały, warunki świetne – a jednak dla zasadniczej większości pensjonariuszy życzenia „zdrowia i stu lat życia” byłyby, przynajmniej na obecnym etapie rozwoju medycyny, pewnym nietaktem. Nie licząc pensjonariuszy oddziału opieki krótkoterminowej, reszta pacjentów nie ma niestety szans wrócić do zdrowia, przynajmniej nie na tym świecie.
Placówka działa nieprzerwanie od bardzo dawna, od 1874 roku, i już wiele dziesięcioleci temu jej lekarze zauważyli, że obecność zwierząt ma wielkie, pozytywne znaczenie dla pacjentów domu, nawet tych, których kontakt ze światem zewnętrznym jest już w znacznym stopniu ograniczony. W Steere House od zawsze mieszkały i mieszkają, otoczone opieką personelu, koty, papugi, króliki, a także psy. O dziwo – nie przeszkadza to żadnym władzom administracyjnym i sanitarnym, chociaż oczywiście, porządek i warunki higieniczne są idealne.
Oscar, białoszary kocur szlachetnej rasy dachowcowej, trafił do Steere House w 2005 r. Docierają tam dwa rodzaje kotów – znajdy przyniesione przez personel, i koty ze schronisk; Oscar należał do tej drugiej grupy. Budynek Steere House jest potężny, i kociak – bo wtedy Oscar był kociakiem – dołączył do grupy 6 kotów, rezydujących na III piętrze i pomagających w opiece nad pacjentami w stanie terminalnym. Osiadłe koty przyjęły Oscara przyjaźnie, i wkrótce nowo przybyły zaczął wraz ze starszym koleżeństwem odwiedzać pacjentów w ich pokojach, swoją obecnością, mruczeniem i ciepłem udzielając im tak potrzebnego wsparcia oraz poczucia spokoju i bezpieczeństwa.
Oddziałem kierował doktor David Dosa, który wkrótce zauważył, że błyskawicznie rosnący Oscar nie tylko samodzielnie odwiedza pacjentów, ale systematycznie towarzyszy mu w porannych i wieczornych obchodach. Niekiedy bywało to lekko irytujące, gdyż Oscar każdorazowo wskakiwał na łóżko pacjenta zanim doktor go zbadał, i przez chwilę sam prowadził jakieś niezrozumiałe dla ludzi badania, ale ponieważ, jako się rzekło, koty w Steere House pomagają od zawsze, zaakceptowano fakt, że Oscar pomaga ze szczególnym zaangażowaniem.
Kiedy Oscar miał około roku, prawie zrezygnował z młodzieńczych zabaw, i oprócz wspólnych obchodów z lekarzami, zaczął prowadzić swoje własne. Pokoje były otwarte, więc nic nie przeszkadzało mu w odwiedzaniu kolejnych pacjentów. Niekiedy, po zakończeniu własnego obchodu, Oscar szedł spać na swoim posłaniu, albo zajmował się jakimiś sprawami niezwiązanymi z pacjentami. Jednak kiedy indziej, a takich dni było sporo, po zakończeniu obchodu Oscar wskakiwał na łóżko któregoś z pacjentów, mruczał, delikatnie ugniatał łapkami, i wreszcie zasypiał (a warto pamiętać, że kot częściowo czuwa nawet, kiedy śpi), zawsze przytulony do osoby leżącej w tym łóżku.
Po pewnym czasie, personel dostrzegł zaskakującą prawidłowość – pacjent, z którym spał Oscar, po kilku godzinach umierał, i Oscar zawsze towarzyszył mu do końca. Tak, jakby przeprowadzał i służył pomocnym ramieniem w ostatniej drodze na ziemi i pierwszej w zaświatach.
Początkowo sądzono, że to zdarzenia losowe, jednak Oscar nigdy się nie mylił, i wkrótce stało się oczywiste, że jego diagnoza nigdy nie jest przypadkowa, i zawsze się sprawdza. Po 12 kolejnych przypadkach, kiedy już stało się normą, że o diagnozach Oscara powiadamiano rodziny pacjentów, przekazując smutną wiadomość, iż nadchodzi nieuniknione, zdarzył się przypadek, który najpierw wzbudził wątpliwość, a potem ostatecznie potwierdził pozycję Oscara – lekarz po zbadaniu pacjenta orzekł, iż pora wzywać rodzinę, jednak Oscar był innego zdania, i poszedł dalej. Po dwóch dniach pacjent ku zaskoczeniu medyków żył, ale wtedy Oscar wrócił, i położył się na jego łóżku. Był środek nocy, ale ponownie wezwano rodzinę. Dwie godziny później pacjent umarł.
Od tego momentu, Oscar stał się wyrocznią – jego ostrzeżenia, że zbliża się śmierć, nigdy nie były przedwczesne, nigdy nie były zbyt późne, i Oscar nigdy się nie pomylił. Wzywane rodziny odchodzących pacjentów z reguły pozwalały kotu zostać aż do chwili , gdy przyszła śmierć, i Oscar do końca pozostawał na łóżku, przytulony do umierającego. Kilkakrotnie go jednak wyproszono – i wtedy warował przed pokojem, drapiąc drzwi i miaucząc protestacyjnie.
Chłodny racjonalista, dr Dosa, szczególnie długo opierał się poglądowi, że Oscar dysponuje jakąś ponadzmysłową zdolnością poznania. Wydawało się, iż istnieją w pełni naukowe wyjaśnienia fenomenu kocura stojącego na granicy światów. Koty doskonale wyczuwają, a nawet widzą różnice temperatur – jednak Oscar nie kierował się ciepłotą ciała, zbadano to za pomocą precyzyjnych termometrów. Koty reagują na ruch, więc może Oscar dostrzegał szczególny bezruch osób umierających? I to nieprawda – wielu pacjentów przed śmiercią było, jak na swój stan, wręcz ożywionych, a jednak Oscar się nie mylił. Być może to kwestia zapachu, wydzielających się w trakcie śmierci komórek związków chemicznych zwanych ketonami – ale na oddziale osób terminalnie chorych śmierć komórek następuje nieustannie i na wielka skalę, a Oscar potrafił odróżnić kogoś, kto umrze za 2 godziny, od kogoś, komu zostały jeszcze 4... Doktor Dosa poprosił o obserwacje i uwagi kolegów, także spoza Steere House, ale jednoznacznego wyjaśnienia nie znaleziono.
W 2010 roku dr David Dosa opublikował książkę, „Obchody lekarskie z Oscarem: niezwykły dar zwykłego kota”, i Oscar stał się sławą. Jego przypadek było omawiany na konferencjach naukowych, konkretnego wyjaśnienia niezwykłych zdolności Oscara nie znaleziono, znaleźli się za to mądrale twierdzący, że Oscar nie istnieje, choć zaproszeni do Steere House, musieli niechętnie pogodzić się z rzeczywistością.
Oscarowi wszystko to wydaje się być raczej obojętne, choć od czasu opublikowania książki dr Dosa – który systematycznie spiera się z Oscarem w kwestii tego, kto właściwie kieruje obchodami – zauważył, że Oscar poszerzył zakres swoich obowiązków. Coraz częściej zdarza się mianowicie, że pacjenci, którzy trafiają na III piętro Steere House leżąc i mając minimalny lub żaden kontakt z otoczeniem, pod wpływem działań lekarzy częściowo odzyskują zdrowie, i zaczynają mówić, a nawet wybierają się na krótkie spacery. Niestrudzonym rozmówcą, stale pełnym cierpliwości, gotowym słuchać w nieskończoność, mruczeć w odpowiedzi, a zarazem towarzyszem spacerów, z zadartym ogonem poprzedzającym swojego podopiecznego, jest zawsze Oscar. Zdarza się niekiedy, że podopieczny w trakcie spaceru źle się poczuje, i przysiada na jednej ze stojących w korytarzach kanap. Oscar natychmiast sprowadza wtedy panią pielęgniarkę. Nawet nie musi szczególnie zwracać na siebie uwagi – wszyscy pracujący w Steere House wiedzą, iż Oscar zawsze ma rację, i to, o co prosi, należy robić natychmiast, także, jeśli nie do końca jest jasne, dlaczego.
Oskar zaskarbił sobie także wielki szacunek rodzin pacjentów, którzy kończą swą ziemską wędrówkę w Steere House. Początkowo kilka razy było tak, że wyproszono go z pokoju umierającego człowieka, ale od dawna już się to nie zdarza. Przeciwnie, Oscar pozostaje do końca, i pomaga wszystkim w najtrudniejszym momencie. Jak pisze dr Dosa:
„Kiedyś mały chłopiec zapytał:
- Mamo, co tutaj robi ten kot?
- Pomaga Babci odejść do nieba, synku.”
Oscar, otoczony powszechnym szacunkiem – ma w Steere House własną tablicę pamiątkową, ufundowaną za życia przez wdzięczne rodziny pacjentów, i jest często wspominany w nekrologach jako jeden z odprowadzających – żyje nadal w Steere House. Do dzisiaj odprowadził prawie 60 osób, nigdy się nie spóźnił ani nie pomylił, i zawsze pocieszał bliskich.
Dlaczego i jak to robi, pewnie nigdy się nie dowiemy. Warto natomiast zajrzeć na stronę www.steerehouse.org i dowiedzieć się więcej o Oscarze – kto wie, może kiedyś Oscar przyjdzie i do kogoś z nas?