cookies
Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.
Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.
Riko opowiada o kotach niezwykłych
„Riko, sam kocur niezwykły, o sobie, swoim życiu, kotach ze swojej ferajny oraz swoich i obcych ludziach, opowiada w książce „Riko i my. O kotach, ludziach, przyjaźni i zaufaniu”. Opowieści te są i wesołe, i smutne, i twarde, i łagodne – jak to w życiu. Wszystkie zdarzyły się naprawdę, i wiele nauczyły ludzi Rikiego. Aby je poznać, warto kupić książkę, no i zajrzeć na stronę www.facebook.com/rikoimy, gdzie informacji o książce, Rikim, i jego ferajnie jest dużo więcej, niż tutaj.
Jednak na świecie istniało i istnieje bardzo wiele innych kotów niezwykłych. Jedne były niezwykłe w okolicznościach ekstremalnych, a inne w zwykłej codzienności. O tych właśnie kotach, niezwykłych na wiele sposobów, będzie tutaj opowiadał Riko. Czasami Riko opowie też coś o sobie, albo o kotach ze swojej ferajny, a nawet o ludziach. Zachęcamy do lektury.”
Riko opowiada o Libby - kociej opiekunce
W swojej pracy jeździ samochodem, nie chodzi, więc po pracy uprawia długie spacery po okolicznych łąkach i lasach, żeby utrzymać formę. Przez wiele lat w tych spacerach panu Burnsowi towarzyszyła Cashew, złotomiodowa, wielka i energiczna labradorka.
Kiedy Cashew miała siedem lat, Terry Burns przyniósł pocztę do lokalnego sklepu zoologicznego, i od jego właściciela dowiedział się, że właśnie ktoś podrzucił dwa zabiedzone kociaki w wielkim pudle. Pan Burns był raczej psiarzem, ale w istocie lubi wszelkie zwierzęta, i postanowił zaopiekować się oboma maluchami.
Wizyta u weterynarza wyjaśniła, że są to dwie kotki, poza skrajnym niedożywieniem nic im nie dolega, i siostry – po wzmacniającej kroplówce z glukozą - pojechały do domu państwa Burnsów. Ruda pręgowana dostała na imię Libby, buraska natomiast Lucy. Początkowo nie do końca było jasne, czy kociaki przeżyją, ale obie panny okazały się twarde, i wyrosły na potężne kocice.
Cashew była początkowo lekko zaskoczona nowymi towarzyszkami, ale wkrótce zwierzaki nauczyły się siebie nawzajem – a nie było to proste, bo, przykładowo, pies macha ogonem, kiedy się cieszy, a kot kiedy szykuje się do ataku, z kolei pies atakuje z podniesionym ogonem, zaś kot stawia ogon w geście przyjaznego powitania – i wszystkie trzy panny oddawały się wspólnym, szalonym zabawom.
Szczególnie Libby nawiązała z Cashew bliską więź, i stała się jej ulubienicą, a kiedy tylko zaczęła odzyskiwać siły, także towarzyszką coraz bardziej aktywnych zabaw i gonitw. Ponieważ okolice domu państwa Burnsów pokrywają lasy, a labrador agresywnym psem nie jest, więc Cashew spędzała sporo czasu włócząc się po owych lasach, a Libby wiernie jej towarzyszyła. Z tak potężną przyjaciółką musiała uznać, że jest szefową całej okolicy. Lucy, jej siostra, uczestniczyła w zabawach głównie na terenie posiadłości, w wyprawach do lasu wolała nie uczestniczyć.
Czas wszystkim paniom upływał na zabawach, spaniu i jedzeniu, i wydawało się, że tak będzie zawsze. Niestety, czas płynął w innym tempie dla Cashew, a w innym dla Libby i Lucy.
W chwili znalezienia Libby Cashew miała siedem lat. Dla dużego psa to wiek dojrzały, a właściwie – granica, za którą powoli zaczyna się jesień. Cashew okazała się wyjątkowo żywotna, i jeszcze przez kilka lat utrzymywała świetną formę. Kiedy ukończyła 12 lat, wciąż była wielka, silna i sprawna fizycznie, ale opiekunowie zauważyli pierwsze kłopoty – Cashew nie zawsze od razu przybiegała na wołanie, kilkakrotnie zdarzyło się, że z opóźnieniem zrobiła unik przed manewrującym po podwórzu samochodem. Dalej było tylko gorzej – Cashew na wołanie reagowała coraz słabiej, a biegnąc zaczęła wpadać na różne przedmioty.
Libby w chwili znalezienia miała mniej, niż rok. Przez następne lata stała się wcieleniem kociej potęgi – ogromnym, silnym i mądrym rudym kociskiem, bardziej przypominającym dominującego w całej okolicy kocura, niż kotkę. Jej wzrok, słuch i węch, a także fizyczna sprawność i pozostałe zmysły były wręcz nadzwyczajne, nawet jak na kota.
Oczywiście, Libby także dostrzegła, że z jej przyjaciółką dzieje się coś złego, że Cashew traci wzrok i słuch. Zrozumiała, że czas gonitw się kończy, i że trzeba zaopiekować się Cashew, dotąd będącą przecież mentorką i obrończynią wobec wszelkich zagrożeń i przeciwników.
W czternastym roku życia Cashew całkowicie przestała widzieć i słyszeć, ale wciąż żyła (co samo przez się jest rzadkością wśród tak dużych psów), wciąż była sprawna fizycznie, i wcale nie chciała rezygnować z aktywności.
Libby stała się jej oczami i uszami.
Od zawsze były zżyte, ale teraz Libby nie opuszczała Cashew ani na chwilę. Spały razem, po całym terenie posiadłości chodziły zawsze razem, Libby nigdy się nie zniechęcała ani nie niecierpliwiła. Pokazywała Cashew drogę, idąc tuż przed nią, i uważała, żeby niewidoma na nic nie wpadła, pomagała jej omijać przeszkody, zatrzymywała – stając w poprzek drogi przed Cashew – gdy trzeba było kogoś przepuścić, prowadziła ją do jedzenia i wody (węch Cashew także uległ już bardzo silnemu osłabieniu)... Porozumienie między Libby i Cashew było tak doskonałe, że Libby potrafiła przekazać Cashew, jak wskoczyć na ogrodową ławkę, na której obie uwielbiały spać przytulone.
Jedyny czas, kiedy Libby nie towarzyszyła Cashew, to spacery, na które Cashew wciąż chodzi ze swoimi właścicielami, choć teraz już nieco bliżej, nieco wolniej, i dla bezpieczeństwa – na smyczy. Libby zawsze odprowadzała Cashew do bramy, miziała ją na drogę, potem czekała gdzieś w pobliżu, i witała radośnie, kiedy opiekunowie i Cashew wracali. Libby rozumiała, że podczas spaceru Cashew jest bezpieczna ze swymi ludźmi.
Niestety, wreszcie przyszło nieuniknione, i Cashew któregoś dnia odeszła na zawsze. Libby kilka miesięcy nie mogła znaleźć sobie miejsca, chodziła śladami Cashew i w obejściu, i w lesie, aż wreszcie musiała pogodzić się z tym, że jej przyjaciółka nie wróci. Fatalnie to na nią wpłynęło – Libby przeniosła się w odległą od domu część zabudowań, i niezbyt dawała się rozruszać nawet swojej siostrze, Lucy.
Pierwsze oznaki poprawy nastąpiły, gdy Terry Burns przyniósł do domu kolejną wyrzuconą przez jakiegoś „dobrego człowieka” koteczkę, srebrną Gracie. Obie siostry – Lucy i Libby – zajęły się wychowaniem małej, i Libby stopniowo zaczęła dochodzić do siebie. Jednak ostatecznie odżyła w chwili, gdy państwo Burnsowie wzięli do domu kolejnego labradora, tym razem czarnego samce Besse. Besse jest jeszcze większy, niż była Cashew, ale zaprzyjaźnił się z Libby natychmiast, i teraz oboje buszują w tych samych lasach, w których kiedyś Libby wędrowała z Cashew.
Za swoją niezwykłą opiekę nad niewidomą i niesłyszącą Cashew, Libby została wybrana przez ASPCA (The American Society for the Prevention of Cruelty to Animals, Amerykańskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Zwierząt) Kotem Roku 2008.
Najlepiej uzasadnił to Terry Burns w czasie ceremonii przyznania nagrody:
„Wiemy, że bez Libby, Cashew byłaby zagubiona i bardzo, bardzo samotna. To niewiarygodne, ale prawdziwe: Libby wiedziała, co trzeba zrobić, by zaopiekować się Cashew, i dla swojej przyjaciółki robiła to przez cały dzień, każdego dnia. Zawsze.”
Innymi słowy – jak kot z psem.