cookies

 

Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.

Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Rozmiar tekstu: A+ A-

Riko opowiada o kotach niezwykłych

„Riko, sam kocur niezwykły, o sobie, swoim życiu, kotach ze swojej ferajny oraz swoich i obcych ludziach, opowiada w książce „Riko i my. O kotach, ludziach, przyjaźni i zaufaniu”. Opowieści te są i wesołe, i smutne, i twarde, i łagodne – jak to w życiu. Wszystkie zdarzyły się naprawdę, i wiele nauczyły ludzi Rikiego. Aby je poznać, warto kupić książkę, no i zajrzeć na stronę www.facebook.com/rikoimy, gdzie informacji o książce, Rikim, i jego ferajnie jest dużo więcej, niż tutaj.

Jednak na świecie istniało i istnieje bardzo wiele innych kotów niezwykłych. Jedne były niezwykłe w okolicznościach ekstremalnych, a inne w zwykłej codzienności. O tych właśnie kotach, niezwykłych na wiele sposobów, będzie tutaj opowiadał Riko. Czasami Riko opowie też coś o sobie, albo o kotach ze swojej ferajny, a nawet o ludziach. Zachęcamy do lektury.”

23.08.2013 Autor: Ludwik Kozłowski

Riko opowiada o Scarlett - bardzo odważnej kociej mamie

Kategoria: Riko opowiada
Imię „Scarlett” przywołuje różne skojarzenia – Scarlett O’Hara, bohaterka „Przeminęło z wiatrem”, Scarlett Johansson, Scarlett Byrne, i pewnie wiele innych.
Scarlett ze swoimi dziećmi

Jednak nasza bohaterka – bohaterka w najbardziej podstawowym, pierwotnym znaczeniu tego słowa – nie zabłysnęła w świetle fotograficznych fleszy czy filmowych jupiterów, ale na tle łuny pożaru.

Urodziła się wiosną 1995 roku, jako wolno żyjąca kotka, w takiej sobie części Brooklynu, najludniejszej dzielnicy Nowego Jorku. Nie wyróżniała się niczym szczególnym – była ładną, biało-czarno-rudą (choć rudego trafiło się jej niewiele) trikolorką, która po krótkim okresie beztroskiego dzieciństwa szybko dorosła, i już wczesną wiosną następnego, 1996 roku spodziewała się pierwszych w swoim życiu kociąt.

Jak zostało powiedziane, urodziła się w takim sobie sąsiedztwie, i zamieszkała opuszczone budynki dealera samochodowego. Nie była tam sama – oprócz innych kotów, towarzyszyli jej użytkownicy różnych rodzajów białego proszku, a od czasu do czasu wpadali także sprzedawcy tego świństwa. Jednak obiekt był na tyle duży i pełen zakamarków, że koty, w tym Scarlett (która wtedy w ludzkiej mowie nie miała jeszcze żadnego imienia) mogły spokojnie ukryć się przed ludźmi.

Pożar, zaprószony przez ludzkich lokatorów opuszczonego garażu, wybuchł w nocy z 29 na 30 marca 1996 roku, już raczej nad ranem. Ludzie uciekli, dorosłe koty też, ale Scarlett miała trudniej. W ogarniętym płomieniami budynku mieszkała nie sama, ale z 5 kociętami, które nie miały jeszcze czterech tygodni.

Kiedy przyjechała straż pożarna, płonący budynek właśnie zaczynał się walić. Duży jednak nie był, więc przybyłe na miejsce wozy bojowe strażaków szybko stłumiły ogień strumieniami wody i piany, nie dopuszczono do rozszerzenia się pożaru, i sytuacja była opanowana. Doświadczony strażak David Gianelli przystąpił do przeszukania pogorzeliska i jego najbliższych okolic w celu stwierdzenia, czy coś się jeszcze gdzieś nie tli, i czy nie istnieje niebezpieczeństwo ponownego wybuchu ognia. Już kończył i miał wracać do wozu, kiedy usłyszał słaby, rozpaczliwy miauk.

Poszedł w jego stronę, i na zewnątrz spalonego budynku dostrzegł dwa przerażone, przytulone do siebie, nawet nie jednomiesięczne kociaki. Jednak one nie miauczały – trzęsły się tylko z przerażenia, i patrzyły na Gianellego ogromnymi, wytrzeszczonymi oczami. Strażak wziął kociaki w dłonie, stwierdził, że najwyraźniej fizycznie nic im nie jest, i schował je do kieszeni. Odwrócił się i myślał, co z resztą kociej rodziny, kiedy rozległ się ponowny miauk. Dobiegał z drugiej strony ulicy.

Gianelli poszedł w stronę źródła dźwięku, i zobaczył trzy kolejne kocięta – też leżały zbite w grupkę, też trzęsły się ze strachu, też na pierwszy rzut oka nic im nie było, i też trafiły do wielkiej kieszeni strażackiej, ochronnej kapoty. I znów - to nie one miauczały. Strażak rozejrzał się dookoła, usłyszał kolejny miauk, po czym dostrzegł matkę młodych. Leżała parę kroków dalej, i to ona wzywała pomocy, sama nie mogła już nic zrobić. David Gianelli pomyślał, że dla niej też niewiele da się zrobić. Kotka miała opalony do żywego ciała pyszczek, w którym nie było widać oczu, tak samo opalone przednie łapki, i rozliczne rany od ognia na całym ciele.

Kocięta w kieszeni zaczęły piszczeć, ich matka nie bardzo nadawała się do wzięcia na ręce, jednak na szczęście w pobliżu walało się jakieś pudło. Gianelli przełożył do niego kocięta i obok nich delikatnie ułożył matkę. Zapamiętał, że kotka dotknęła nosem każde z młodych, upewniając się, że wszystkie żyją, i dopiero potem straciła przytomność.  Chwilę później potężny strażacki wóz bojowy na sygnale gnał do lecznicy.

Cała rodzina trafiła do supernowoczesnej kliniki North Shore Animal League of America na Long Island. Dziesięć lat wcześniej Gianelli odwiózł tam ciężko poparzonego psa, którego uratował z pożaru, i wiedział, że lepiej nie można wybrać. Przez drogę myślał o jednym. Kotka może naraz przenieść tylko jednego kociaka, więc gdy przebiegając przez płomienie wyniosła w bezpieczne miejsce pierwszego, musiała zawrócić, wejść w ogień, przebiec go, pochwycić następne kocię, przebiec z nim przez płomienie, zanieść w bezpieczne miejsce… I tak pięć razy, mimo coraz rozleglejszych ran, bólu i strachu, w morderczy żar, przed którym nie miała żadnej osłony.

Lekarze w North Shore sprawili się świetnie. Koty trafiły na oddział intensywnej opieki, a tam – do komory tlenowej. Małe, mimo braku zewnętrznych obrażeń, były poważnie zatrute dymem, kotka była zatruta bardziej, niż one, i poparzona w stopniu nie rokującym większych nadziei. Jednak medycy nie odpuszczali, i Scarlett – to imię dostała na cześć książkowej Scarlett O’Hara, która też z uporem ratowała rodzinę, ale i wobec czerwonych blizn (po angielsku – scars), pokrywających jej ciało. Najsłabszego spośród pięciorga kociąt nie udało się uratować – zatrucie dymem i koci katar, powszechny wśród dziko żyjących kociaków, okazały się ponad jego siły i ponad ludzkie możliwości. Jednak pozostała czwórka, i sama Scarlett, wróciła do zdrowia. W przypadku Scarlett chirurdzy zdołali nawet odtworzyć jej spalone powieki – konieczne było tylko systematyczne, co 8 godzin, podawanie specjalistycznej maści. Całe leczenie klinika North Shore przeprowadziła na własny koszt.

Mało tego – kiedy rany Scarlett już się zagoiły, ale futerko jeszcze nie odrosło, w intencji zdrowia i długiego życia Scarlett, oraz w uznaniu jej niezwykłego bohaterstwa, odprawiona została msza w Kościele Episkopalnym Wszystkich Świętych w Great Neck, Nowy Jork, a obecna na mszy Scarlett została przez księdza Gary Maiera pobłogosławiona, siedząc na stole przed ołtarzem. Z pewnością zasłużyła jak mało kto.

Co się rzadko, niestety, zdarza, pozytywną rolę w sprawie odegrali także dziennikarze. Historia Scarlett i jej kociąt została szeroko opisana, i do North Shore napłynęły tysiące zgłoszeń osób chcących zaadoptować koty i mieć w domu prawdziwych bohaterów. Po starannej selekcji zainteresowanych, dwoje kociąt, Samsara i Tanuki trafiły do rodziny Vercillo, druga para, Oreo i Smokey, do pani Debbie Palmarozzo, zaś sama Scarlett do pisarki, pani Karen Wellen, której kot niedawno umarł ze starości, i która chciała i umiała zaopiekować się kotem wymagającym na zawsze specjalnej troski, w tym przypadku – podawania środków chroniących oczy.

Scarlett spędziła resztę życia w kochającym domu pani Welles i jej rodziców, którzy zapewnili jej wszystko, co najlepsze, w tym ogrom dobroci i miłości. Przeżyła tam ponad 12 lat, po drodze pokonała chorobę nowotworową, i zabrała ją dopiero niewydolność nerek, częsty zabójca starszych kotów. Scarlett odeszła 11 października 2008 roku. Wiadomość o jej śmierci agencja Reuters utrzymywała przez 24 godziny na pierwszej stronie swojego serwisu, a kilka dni potem, także przez dobę, zdjęcie Scarlett, wraz z nekrologiem, wyświetlane było na ogromnym, należącym do Reuters’a, ekranie informacyjnym znajdującym się na Skrzyżowaniu Świata, czyli Times Square w Nowym Jorku.

Jak napisano w nekrologu Scarlett opublikowanym przez North Shore Animal League of America:

„Scarlett nie tylko uratowała życie swoich pięciu kociąt. Swoją popularnością uratowała także życie niezliczonych zwierząt w Ameryce i na całym świecie, otwierając ludziom oczy na inteligencję, odwagę oraz pełną dobrych uczuć i kochającą naturę kotów.”

Komentarze (2)
kinga cukrowicz 03-09-2013 20:01:08
zgłoś do moderacji Biedna Scarllet,ile ona musiała sie wycierpieć? Agatka była kiedyś w podobnej sytuacji.
kinga cukrowicz 02-09-2013 23:30:19
zgłoś do moderacji Ach,to piękna historia. Agatka kiedyś uratowała cały mój dom przed pożarem. W katach rzeczywiście drzemie odwaga i inteligencja. Chlip,chlip.
Nie pamiętam hasła
Chcesz dołączyć do nas ? Zarejestruj się
 

Innowacyjna gospodarka Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego