cookies
Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.
Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.
Jak się zaprzyjaźniłam z New
Proces to jest takie mądre określenie na to, że żeby się zaprzyjaźnić trzeba dużo czasu i jeszcze oswajania się ze sobą, bo sam czas nie wystarczy. Ja Mechatek jestem autorytetem i dlatego muszę używać mądrych wyrazów, a jestem autorytetem ponieważ zaprzyjaźniam się łatwo ze wszystkimi. Ludzie z zaprzyjaźnianiem się mają trudniej od kotów, bo żeby się zaprzyjaźnić muszą zjeść razem beczkę soli, co musi być bardzo niesmaczne, o czym wiem, bo kiedyś spróbowałam posolonego serka do kanapek i więcej nie chcę.
Na szczęście koty nie muszą jeść soli, za to muszą się oswoić i polubić, i wiele razy zjeść z jednej miseczki albo talerzyka, co zabiera trochę czasu oraz nerwów.
I teraz ja Mechatek opowiem o zaprzyjaźnianiu się na przykładzie New.
Dopóki u nas w domu nie zamieszkała New, co miało miejsce już kilka lat temu miałam dwie największe przyjaciółki, czyli Sonię, która była moją pierwszą największą przyjaciółką oraz Reszkę, która jest najważniejsza w całym domu, bo jest szefową, więc przyjaźnienie się z nią ma ogromne znaczenie, gdyż wtedy nie jest się przez nią napadanym i gryzionym, a przynajmniej nie tak często. Ja Mechatek zaprzyjaźniam się łatwo, ponieważ mam dobry charakter, który objawia się tym, że się nie obrażam i na nikogo nie napadam oraz potrafię ustąpić, zwłaszcza Reszce przy miseczce, a z moją pierwszą największą przyjaciółką Sonią potrafiłam nawet jeść z jednej miseczki. I to się nazywa, że jestem zupełnie niekonfliktowa.
Ale jak u nas w domu zamieszkała New, to się na początku wcale nie zanosiło, że się zaprzyjaźnimy, a Pani mówi, że „się działo, oj działo” oraz „kto by pomyślał, że Mechatek jest taka waleczna”.
Ja Mechatek wcale nie byłam waleczna, tylko wpadłam w histerię, bo kto to widział, żeby nagle w domu pojawił się kolejny kot i to tak znienacka. Więc natychmiast uciekłam za szafkę, żeby się schować i nie pozwalałam się stamtąd wyciągnąć, chociaż Pani próbowała, ale wtedy wyłam, plułam i charczałam, żeby pokazać, co o tym wszystkim myślę. A najgorsze było to, że New miauczała całkiem inaczej niż my i w ogóle nie można jej było zrozumieć, a to wszystko dlatego, że jest rasowa i nie wychowywała się z kotami tylko z majnkunami, które są tak samo wielkie jak ona i mają dużo futra. I jeszcze dlatego, że chociaż miała tylko sześć miesięcy, to już była większa od wszystkich dorosłych dziewcząt u nas w domu, co powodowało, że czułam zgrozę i ją objawiałam jak umiałam, czyli wyciem, pluciem i charczeniem.
Więc najpierw przez tydzień New mieszkała w osobnym pokoju, żebyśmy się przyzwyczaiły do jej zapachu, bo z kotami nie można nic na siłę. A jak ja przestałam już wyć, z czego Pani wywnioskowała, że się trochę przyzwyczaiłam, to można było zacząć nas spotykać wszystkie razem, żebyśmy się ze sobą oswajały. I najpierw było ostrożne omijanie się, a potem spotykanie się noskami w celu obwąchiwania się. I ja najpierw wtedy uciekałam, a potem przestałam uciekać, bo się okazało, że New chociaż jest taka duża, to wcale nie jest groźna, bo majnkuny są najłagodniejszą rasą na świecie. Jednak od tego, że się nie ma na czyjś widok histerii do zaprzyjaźnienia droga jest daleka, ale na szczęście nastąpił przełom i od tego się wszystko zaczęło.
Przełom polegał na tym, że New zachorowała. I trzeba z nią było pojechać do pana doktora, a później musiała mieć kroplami zakrapiane oczy i brać antybiotyki do pyszczka, co było bardzo nieprzyjemne, a ja Mechatek poznałam to po tym, że bardzo piszczała, a koty piszczą jak są nieszczęśliwe. A ja mam nie tylko dobry charakter, ale także wielkie serduszko, tak Pani mówi, więc jak New była nieszczęśliwa, to przychodziłam do niej i ją lizałam po główce, tak samo jak moją pierwszą największą przyjaciółkę Sonię, gdy była chora. I od tego zaczęła się nasza wielka przyjaźń.
Nasza wielka przyjaźń polega teraz na tym, że razem się bawimy bawidełkiem z piórek i piłeczkami i razem szukamy myszki w zabawie GDZIE JEST MYSZKA, która polega na chowaniu myszki pod szafką, a następnie jej wyciąganiu, i o której napiszę innym razem, a Pani mówi wtedy o mnie: „Jaka ona szybka”. I potrafimy też razem się bawić zabawkami ze sklepu, które polegają na popychaniu kulki łapką, żeby się toczyła, więc popychamy kulkę po dwóch stronach tunelu, raz ja do New, a raz New do mnie, a kulka się toczy i tak odbijamy kulkę do siebie, a ja jeszcze na dodatek ganiam za kulką cały czas. I jeszcze potrafimy razem spać zwinięte w kłębuszki obok siebie na żółtym kocyku albo na drapaku, co jest wielkim objawem przyjaźni oraz razem obserwujemy ptaki. I umiem jeść z New z jednego talerzyka albo miseczki, co wcale nie jest trudne, ponieważ ja Mechatek potrafię jeść z jednego talerzyka z każdym, chyba że mnie Reszka odgoni, ale jest bardzo ważnym elementem przyjaźnienia się.
No i teraz jest tak, że New jest moją kolejną największą przyjaciółką i wcale mi nie przeszkadza, że miauczy całkiem inaczej, ani że czasami mnie gania, ani nawet że jest rasowa i przez to trzy razy większa niż ja Mechatek, bo to przecież nie jest jej wina, tylko tego, że ma te wszystkie papiery. I to się nazywa akceptacja, która nie tylko w przyjaźni kocio-kociej jest najważniejsza.
Mechatek