cookies
Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.
Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.
Kocie zabawki Tchibo
Oczywiście, lepiej byłoby pogonić kota jakiejś myszy albo pokazać losowo wybranemu gołębiowi, gdzie raki zimują, ale cóż… Jak się nie ma, co się lubi, to się łapie, co się ma.
Gorzej jak i tego się nie ma. Nie chciałabym zbytnio donosić na swoich „człowieków”, ale za niedopatrzenie jakiego się dopuścili, powtórka z marcowania w połowie sierpnia należy się im jak nic. Krótko zatem. Otóż pewnego dnia – z bólem to przyznaje - zabrakło w domu kocich zabawek (o myszach i gołębiach nie wspominam, bo na wszelkie sugestie, aby jednak w domu były, zawsze słyszałam twarde non possumus).
Wyobrażacie to sobie? Nic. Absolutnie nic. Taka nuuuuuuuuuuuuuuuuuuda była, że przez tydzień musiałam chodzić na bardzo obrażonych łapach. Na szczęście poskutkowało. I to jak. Ni z tego bowiem, ni z owego, w domu pojawili się: Kulka, Mysz oraz „Nie-wiadomo-co”.
Ha, mówię Wam – takich dwóch jak ich trzech to nie ma ani jednego. Z Tchibo pochodzą czy z jakiejś innej planety, dokładnie nie wiem, bo ani na astronomii, ani na UFO za bardzo się nie znam. Wszystko jedno zresztą, bo zabawa była przednia, szczególnie jak udało zaangażować do niej moich „człowieków”.
Gonitwy, podrzucanie do góry „Cudaka”, podchody, czajenie się przez długie minuty w oczekiwaniu na ruch przeciwnika, wkładanie łapy do Kulki w poszukiwaniu przysmaku… No impreza jakich mało. Aż szkoda, że Mysz już jest trochę kontuzjowana (czytaj: rozpruta), a Kulka pusta i to, jak twierdzi mój człowiek, na amen, bo ponoć jakieś fundusze przysmakowe wyczerpałam dokumentnie. Phi, też mi wytłumaczenie…