cookies

 

Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.

Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Rozmiar tekstu: A+ A-
10.03.2014 Autor: Eva Berberich

Szczęście jest kotką

Jak zakochałam się w Gałgance? Od pierwszego wejrzenia!
Szczęście jest kotką Szczęście jest kotką

Buszując w niemieckiej księgarni internetowej, natrafiłam na okładkę książki „Szczęście jest kotką” Evy Berberich, przedstawiającą śliczną rudą koteczkę i nie mogłam się oprzeć, by na nią nie kliknąć. A po przeczytaniu fragmentu książki natychmiast ją zamówiłam… Pomyślałam, że to nareszcie to, co chciałam zrobić od dawna: przetłumaczyć książkę o kocie. Nie jakiś poradnik, lecz prawdziwą historię, napisaną z pasją i humorem. I nie rozczarowałam się: historia Gałganki wciągnęła mnie do tego stopnia, że od razu zaczęłam szukać potencjalnego wydawcy. Zainteresowałam nią Wydawnictwo „bis”, co zaowocowało niedawnym ukazaniem się tej przemiłej książki.

Jako wieloletnia szczęśliwa posiadaczka – zaraz, zaraz, to nie jest dobre określenie, przecież koty nie są niczyją własnością…, więc może raczej opiekunka - dwóch kotów i miłośniczka wszystkich przedstawicieli kociego gatunku mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że scenki opisywane w książce są z życia wzięte. Sądzę, że wszyscy admiratorzy kotów to potwierdzą. Gdyby moje koty potrafiły mówić, bez trudu można by im włożyć w pyszczki wiele wypowiedzi Gałganki.

A zachowania? Otóż na przykład w naszym mieszkaniu, podobnie jak w książce, stoi fotel o specjalnym przeznaczeniu, może nie muzyczny, lecz raczej telewizyjny, gdyż rezyduje na nim mój mąż, oglądając program TV. A na jego kolanach spoczywa nasz 12-letni kocur Krecik: czarny jak smoła, długowłosy czaruś. Mogą tak siedzieć godzinami, a jeśli męża nie ma w domu o określonej (czytaj: ustalonej przez kota) porze, kot prowadzi mnie do pokoju, patrzy wymownie i miauczy, jakby chciał powiedzieć: „No i gdzie jest ten, na którym zawsze śpię?” Do tego celu nadaje się tylko przedstawiciel tej samej płci - kiedy ja raz w zastępstwie usiadłam na fotelu, kot wskoczył mi na kolana, pokręcił się przez chwilę i zeskoczył, machając ogonem, co miało pewnie znaczyć „To nie o ciebie mi chodziło”. Oczywiście jedzenie przyjmuje z równym entuzjazmem od nas wszystkich…

To nieprawda, że koty nie przywiązują się do ludzi. Są tylko ludzie, którzy nie przywiązują się do kotów. Nasza czarno-biała kotka Pysia (z podobnie jak u Gałganki białymi skarpetkami), która odeszła od nas na zawsze ostatniej wiosny w wieku blisko 19 lat, zawsze wiedziała, ile osób należy do rodziny i czy wszyscy znajdują się na swoich miejscach. Była szczególnie zżyta z naszą córką, z którą praktycznie się wychowała. Kiedy ta wyjeżdżała na wakacje, kotka codziennie przynajmniej raz prowadziła mnie do jej pokoju, obchodziła go wokoło i miauczała żałośnie, jakby chciała powiedzieć „Gdzie ona jest, co się z nią stało?” Spały razem w łóżku, Pyśka przeważnie na środku poduszki, a córka skulona gdzieś pod ścianą. Razem odrabiały lekcje, przy czym kocica zawsze zajmowała poczesne miejsce pod lampką biurkową, skutecznie zasłaniając światło. Razem jadły posiłki – niejednokrotnie kotka ściągała wędlinę z kanapki, co jednak było jej wybaczane za każdym razem na nowo. Takich scenek mogłabym opisywać wiele… To wszystko wróciło do mnie z pełną siłą podczas tłumaczenia książki.

Poza tym w jednym z głównych bohaterów, Konradzie, widzę w dużym stopniu mojego męża, który przeszedł podobną jak on przemianę: z typowego głosiciela teorii „Kot służy do łapania myszy” w „pańcia” wstającego za każdym razem, kiedy kot dotknie go łapką, sygnalizując, że czegoś chce.

A wracając do Gałganki: w jej historii wszyscy kociarze z pewnością znajdą odzwierciedlenie swoich doświadczeń z kolejnymi kotami i obiema rękami podpiszą się pod cechami charakteru, jakie przypisuje jej autorka. Książka jest napisana lekkim stylem, chwilami prześmieszna, lecz nie brakuje w niej również fragmentów refleksyjnych. W każdym razie już jej czytanie sprawiło mi ogromną przyjemność, momentami śmiałam się do rozpuku, a tłumaczenie, choć okazało się wcale niełatwe, dostarczyło mi wiele satysfakcji.

Dużym plusem książki jest jej szata graficzna będąca dziełem autorki. Poszczególne rozdziały rozpoczynają się inicjałami przyozdobionymi czarnymi kotami we wdzięcznych pozach i kończą również rysunkami kotów. Jednym słowem, przyjemnie się patrzy na jej kartki. Nie można jej zaszufladkować jako pozycji przeznaczonej wyłącznie dla miłośników kotów. Moim zdaniem nadaje się dla wszystkich czytelników – od przysłowiowych lat pięciu do stu – lubiących dobrą lekturę z kotem na pierwszym planie.

Polecam „Szczęście jest kotką” Evy Berberich jako pozycję, która powinna się znaleźć w biblioteczce każdego kociarza, a jeśli losy głównej bohaterski przypadną czytelnikom do gustu, z przyjemnością przetłumaczę ich dalszy ciąg. Mam też nadzieję, że jest to pierwsza, lecz nie ostatnia książka o kotach w moim dorobku tłumaczeniowym. Te zwierzaki są tego warte!

Barbara Floriańczyk

Komentarze (0)
Nie pamiętam hasła
Chcesz dołączyć do nas ? Zarejestruj się
 

Innowacyjna gospodarka Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego