cookies

 

Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.

Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Rozmiar tekstu: A+ A-
01.12.2011 Autor: Jowita Klimkiewicz

Wojna i Pokój

Kategoria: Użytkownicy piszą
Pomysł posiadania kotów został poczęty już dawno. Ich przyjście do mojego domu było zaplanowane. Konkretnej daty nie znałam, ale pojawienie się ich miało nastąpić w drugiej połowie listopada, kiedy już wszystko będzie przyszykowane.
Wojna

W październiku przyszedł sms: Jowi, mam kotka dla Ciebie! Kiedy przyjdziesz zobaczyć?

Ale że jak to kotka? Że jak to, że już, ale że co? Ale to dopiero za dwa tygodnie, ale że jak to, że już? No dobrze, to kiedy mam przyjść?

Ula otwiera drzwi, parę metrów dalej łazi po ziemi takie małe coś na takich małych nóżkach i wciąga dużego gila.
Urodziły się cztery w podwórku, ta była chora to wzięli. Już jest trochę lepiej.
No to jak, chcę?

Chcesz?- Spytał mały kotek wycierając gila w podłogę.

Boże, nie wiem czy chcę, miały być dwa duże za dwa tygodnie, a nie jeden mały już teraz.
Chcesz? – spytał mały kotek i wbił mi pazury w spodnie.

Ja jeszcze może pomyślę, nie? Tyle planuję, to nie wezmę kota tak nagle, hop-siup.
Chcesz? – Spytał mały kotek wysmarkując mi gila na rękę.

Odwiedziłam go potem raz jeszcze.
Mały kotek przyjął inną strategię marketingową.
Pokazał mi jak ślicznie je, ślicznie siusia do kuwetki, ślicznie się bawi i ślicznie daje się głaskać. No w ogóle kotek nówka wypicowany na glanc, zero usterek. Te gile to taki bajer jest, specjalnie, na Zachodzie wszystkie tak mają.

Chcesz?- spytał mały kotek patrząc ślicznymi niewinnymi oczkami.

Wzięłam ją kilka dni później.

Tak do mnie trafiła Wojna.

2. Pokój

Kiedy kotka była jeszcze u Uli, oczywistym stało się, że najwyższa pora rozejrzeć się za drugim do towarzystwa. Daleko szukać nie trzeba było, w znajomym podwórku były jeszcze dwa małe, jedno podobne do mojej kotki, i drugie całe białe, z szarym ogonem i łebkiem.

Wybrałyśmysię tam wieczorem, ja, Ula i mama Uli, zobaczyć białego.

Zaglądamy przez mur.
Biały siedzi.
-Mmmm? - Popatrzył.

No chodź kotek, pokaż się.

-Mmmmm. – stara się nas nie widzieć.

-A wy to kto? Nowi? – gapi się bura mordka.- Bo ja to tu mieszkam, wiesz? No, tutaj. O, a tam moja mama, a tam tata był, widzisz? No, to mój dom jest tu, nie? A Ty w ręce co masz? Tu taka pani przychodzi, nie? Jeść daje, nie? Ty też? Daj. Nie masz? A jak się nazywasz? Bo ja się nie nazywam. No.

Usiłujemy przyjrzeć się temu białemu, po to przyszłyśmy.

-Mmmm. – Wstał i poszedł.

-A po co tutaj jesteście? A zobacz jak ja umiem głową w dół! Zobacz, umiesz? A to moja ciotka, nie? A to wujek, a to ciotka, a to nie wiem, ale fajny kot, nie?

Biały znów się pojawił. Siedzi.

-Patrz, bez trzymanki! Fajnie, nie? – bure pojawiło się w trzech miejscach naraz i znikło.

Pogłaskałam białego.
-Zostaw. – Biały poszedł.

-A mnie też może pogłaszcz, nie? Tu jestem, z lewej, mojej lewej, no dobra już z Twojej lewej, no to głaszczesz czy nie, co? Ale Ty nie dotykaj Ty, co?

Dwa dni później poszłam tam sama za dnia. Może jak biały nie chce, to wezmę burego? Będzie Druga Wojna Światowa.

Biały gdzieś szedł swoja drogą, popatrzył na mnie, bez entuzjazmu.

-O to znowu Ty? Przyszłaś? – Bure zawołało z drzewa.
-A co tu robisz? A masz coś? – Bure zawołało zza płotu.
-Ale jak masz to daj, nie?- Bure zawołało zwisając z gałęzi.
-No ale no kto Ty jesteś tak w ogóle? – zawołały... DWA bure zakopując się w liściach.

Dwa. Dwa bure. Dwa!
To jak chcę burego to którego?

Biały popatrzył na mnie miodowymi oczami. I poszedł.
Wezmę tylko jednego. Dwa pozostaną. Który?

Wieczorem wiadomość od mamy Uli. Złapała białego. Siedział sam przytulony do płotu jak zwykle pilnując miseczki. Taki sam. Tak spokojnie.

Kilka godzin później trząsł się ze strachu u weterynarza.
Nie chcę odpchlenia, nie chcę odrobaczania, nie chcę czyszczenia uszek, chcę do domu, do płotu, miseczki. Chcę mieć spokój, chcę być sam. Zostawcie.

Następny dzień płakał. Może nie trzeba było go brać?

Zostawić kocurka przy jego płocie, jego zimnym kawałku muru, w spokoju?

Nazajutrz przestał się bać. Mniej w każdym razie.
A weterynarz powiedział, że kotka jest zdrowa.

Wojna przestała być sama w domu.
Wieczorem, 31 października 2008 roku, przywiozłam do domu jej brata. Pokój.

Nie pamiętam hasła
Chcesz dołączyć do nas ? Zarejestruj się
 

Encyklopedia Ras

Nebelung

Na wystawach zaczęły się pokazywać koty zachwycające niebieskim półdługowłosym futrem otoczonym srebrzystą poświatą oraz niezwykłą elegancją i gibkością.
Więcej o tej rasie

Polub nas na Facebooku!

Innowacyjna gospodarka Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego