Strona główna

Historia pewnej miłości

Kociak karmiony butelką

Jakiś rok temu zaczęły rosnąć jej guzy - okazało się, że to rak. Dostawała zastrzyki z jadu tarantuli i trzeba było odstawić tabletki anty.

Gdy to zrobiliśmy poszła w tango i wróciła z brzuchem. Później dowiedziałam się, że zawsze rodziła 4 kocięta. Wtedy było to dla mnie nie do przyjęcia. Co będziemy robić z taką ilością kotów w domu? Zastanawiałam się jak można ich się pozbyć, a w duszy miałam cichą nadzieję, że nie urodzi się żadne żywe ewentulnie tylko jeden.

Po wielkim trudzie faktycznie na świat przyszedł tylko jeden kociak - Kubuś, a czarna kotka została poddana operacji wycięcia narządu. W związku z tym, że nie wiadomo było czy kotka przeżyje operację (miała 13 lat i raka), a nawet jeśli tak, to nie będzie mogła go karmić, trzeba było zorganizować Kubie mleko. Wzięłam go na ręce.

I wtedy coś się stało.....

To ja - osoba, której koty były obojętne - kombinowałam na gwałt mleko w proszku (do tanich to ono nie należało).

To ja - osoba nerwowa, niecierpliwa - uczyłam to małe Coś pic mleko z butelki.

To ja ......

Kubuś ma już pół roku i jest super kotem. Czasem patrzę na niego i zastanawiam się jak mogłam go nie chcieć. Jak mogłam pomysleć, że będzie dla nas ciężarem? Chyba uciekałam od odpowiedzialności.

Już nie przeszkadzają mi kocie zabawki porozrzucane po domu, drapanie mebli, bałagan wokół misek z jedzeniem ani rozlana woda na szwedzkiej kuchni. Teraz boję się żeby nie skończył na ulicy.

Patrzę na Kubuśka i codziennie mówię mu, że jest najwspanialszym kotem na świecie.