cookies

 

Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.

Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.

Rozmiar tekstu: A+ A-
31.10.2011 Autor: M R

Tęczowy most

Tagi: psychologia
Kategoria: Psychologia
Nieuchronnie przychodzi taki dzień, w którym nasz puchaty przyjaciel przekracza tęczowy most i odchodzi od nas na zawsze. A my nic nie możemy na to poradzić. Możemy tylko stać i patrzeć.
Pyszczek

Pamięci Pyszczka

I ogarnia nas bezbrzeżny smutek, rozpacz i żal. Łzy same napływają do oczu i nie jesteśmy w stanie opanować ich strumienia.

Często, jeśli kot chorował, jesteśmy źli na siebie, lekarzy i cały świat, że nie mogliśmy mu pomóc. Że musiał cierpieć. Że nie odkryliśmy w porę jego choroby, że lekarze coś zaniedbali lub że jeszcze nie wynaleziono skutecznego lekarstwa.

Wracamy do domu, który wydaje nam się taki pusty. Nieważne, że znajdują się tam jeszcze inni domownicy, zarówno ci dwu-, jak i czteronożni. Każdy kąt przypomina nam o stracie. I nie cieszy nas fakt, że od tej pory nie zostaniemy już wyciągniętych z szafy ubrań, które nasz podopieczny wyrzucał tylko po to, żeby umieścić się wygodnie na jednej z półek. Cała noc przespana na naszej poduszce nie będzie nam się wydawała już taka cudowna, jak wydawała nam się wtedy, gdy dzielił ją z nami, a właściwie z niej spychał, nasz kocur. Nie będziemy wcale szczęśliwi, że picie porannej kawy nie grozi nam już wybiciem zębów, bo nasz podopieczny właśnie zapragnął okazać nam swoją miłość, ocierając się łebkiem o kubek w momencie, gdy podnosimy go do ust. A kiedy znajdziemy sierść naszego ulubieńca, zamiast wzdychać z rezygnacją, rozpłaczemy się.

Wiele osób wstydzi się tej żałoby, bo myśli, że to przecież to był tylko kot i odbiera sobie przez to do niej prawo. Ale to nie był tylko kot, to był KOT. Członek naszej rodziny, istota z którą spędziliśmy spory kawałek naszego życia. Nasz przyjaciel, ktoś, kto często stawał się milczącym powiernikiem naszych smutków, ktoś, kto próbował ukoić nasze małe i wielkie depresje tak, jak potrafił najlepiej. Czasem swoimi psotami, a czasem wskakując nam na kolana i każąc na się głaskać, co, jak zostało naukowo udowodnione, idealnie koi nasze nerwy. Nierzadko futerko naszego kota było mokre od naszych łez. Nieważne było, ile osób nas zawiodło, on zawsze był przy nas. Nie dlatego, że, jak mówią, było mu wygodnie, ale dlatego, że nas kochał całą swoją kocią istotą. I nie raz, nie dwa nam to okazywał, a tak naprawdę mogliśmy to docenić dopiero w momencie, w którym nam tej miłości zabrakło.

Dlatego nie bójmy się okazywać swoi uczuć i nie przejmujmy się tymi, którzy lekceważą nasze cierpienie. To my wiemy lepiej, kim było dla nas to „tylko zwierzę”. Nie wstydźmy się tego, że zamiast zostawić nieżyjącego kota w lecznicy, postanowiliśmy pochować go na cmentarzu dla zwierząt lub zatrzymać jego prochy w urnie na półce w domu. Mamy do tego prawo.

Łzy i możliwość wyżalenia się tym, którzy nas zrozumieją, przyniesie nam ulgę. Jeśli wśród naszych znajomych nie mamy ludzi będących w stanie zrozumieć, przez co przechodzimy, poszukajmy kociego forum i napiszmy o naszej stracie i o naszym przyjacielu. Tam, wśród kociarzy, na pewno znajdziemy wsparcie i współczucie, którego tak bardzo potrzebujemy. Pociechę przyniesie nam także myślenie, że nasz przyjaciel już nie cierpi. Jest gdzieś tam w kocim raju, znowu zdrowy, pełen sił i wigoru. Może wydawać się to naiwne, ale bywa pomocne.

Wspominając naszego małego przyjaciela, starajmy się pamiętać te dobre chwile, kiedy nic mu nie dolegało. Przypominając sobie jego psoty, jego czułości, na pewno uśmiechniemy się przez łzy. Pamiętajmy także o tym, by nie zaniedbywać innych naszych czworonożnych domowników, jeśli ich mamy. One również cierpią i tęsknią za swoim przyjacielem. Nie zapominajmy, że one nie potrafią sobie tego wytłumaczyć racjonalnie i nie rozumieją, co się stało.

A kiedy minie pierwszy ból, być może ukojeniem dla nas będzie wpuszczenie do swojego serca nowego lokatora. Nie zastąpi on nam co prawda naszego przyjaciela, ale pomoże zapełnić wyrwę, którą tamten zostawił.

Komentarze (8)
Anastazja 26-07-2019 13:09:18
zgłoś do moderacji Własinie odchodzi moja ukochana Rufka. Przewlekła choroba nerek ja pokonała, jest mi strasznie ciężko, łzy same napływają do oczu. Nie mogę sobie znależć miejsca, a przede mną jeszcze bardzo trudna decyzja odnośnie eutanazji, jesli zacznie sie Jej wielkie cierpienie
kiaraP 02-04-2013 01:11:09
zgłoś do moderacji wlasnie odszedl moj Frodo..ragdolek..7 lat na moich rekach odchodzil,nie moge dojsc do siebie..
Kamir 10-02-2013 16:30:45
zgłoś do moderacji Dzisiaj straciłam mojego ukochanego Matrixa i jest dokładnie tak jak w artykule. Mimo że nie pierwszy raz opłakuję kociego przyjaciela i wiem ,czas leczy rany,pokocham następnego-za każdym razem jest tak samo ciężko. I też tak strasznie się boję,że przyjdzie czas pożegnania...znowu. Jak dobrze że są ludzie którzy to rozumieją
inessa inessa 30-10-2012 11:54:55
zgłoś do moderacji Śpieszmy się kochać koty bo też odchodzą... piękny, wzruszający , chwytający za serce wpis...
smutna 29-10-2012 15:21:38
zgłoś do moderacji Tak strasznie się boję... że znów przyjdzie dzień pożegnania. Staram się każdego dnia być dla mojego kocia... i mam często wyrzuty do siebie, że może za mało , za rzadko... źle... Ostatnie pożegnanie przeżyłam bardzo ciężko. Staram się skupiać na "teraz". I oby trwało to jak najdłużej.
Lea 19-04-2012 16:58:03
zgłoś do moderacji Moje maleństwo pojawiło się w naszym życiu 18 sierpnia 2000r. wraz z dwójką rodzeństwa. Bez matki, która pozostawiła patrzące puchate istotki w starej, drewnianej komórce w podwórzu. Karmienie butelką co trzy godziny, mycie, tulenie, ogrzewanie pozwoliło podchować maluchy do stanu "oddania w dobre ręce". Stokrotką zaopiekowała się starsza Pani, a Marchewa (Rudy) i Gryszku pozostały w domu - nie potrafiłam się z nimi rozstać. Gryszku mimo kastracji zaginął w wieku ok 3-4 lat. Zew natury był silniejszy. W domu został Rudy. Przepiękny, puszysty, w kolorze biszkoptowym, kot rasy europejskiej. Chorowity od małego, małomówny, rozparzony spaniem pod kołdrą. Nasz pupilek, kocie dziecko. Zasypiał przytulony, głośno mrucząc, okazując swą miłość na każdym kroku. We wrześniu 2010 pierwsze objawy choroby - po badaniach - niewydolność nerek, nie wiemy czy ostra, czy przewlekła, zaczynamy walkę. Po 2 tygodniach codziennych kroplówek i wizyt w klinice badania kontrolne i cud - kreatynina i mocznik spadły do normy. Lekarka nie wierzyła własnym oczom. Wzruszenie w obu głosach. Spokój przez rok. Wrzesień 2011 - ostry nawrót choroby. Leczenie kontynuuje inna dziewczyna. Diagnoza - pogłębiająca się niewydolność nerek. Po usg - jedna nerka w zaniku, druga obciążona. Pani M. uprzedza - trzeba przemyśleć nawet ostateczne wyjście. Rozpacz w domu ogromna - nie możemy się poddać, walczymy. Na ile starczy sił, na ile nie będzie to męczenie malucha. Każdy lekarz nie daje Rudzielcowi jego rzeczywistego wieku. Zadbany, piękny, aktywny. "Ten kot nie może mieć 11 lat!" Kolejny sukces, wracamy do zdrowia. Wyniki książkowe. Marzec 2012r. Kolejny nawrót choroby. Tym razem kroplówki nie dają efektów, kreatynina 8,9, mocznik 198... Pani M. zabiera Rudego do kliniki na usg i obserwację. Wyniki: obie nerki niewydolne, na jednej naciek-chłoniak... Dwie dawki sterydów, maluch nie chce jeść. Pani doktor ponownie wspomina o eutanazji. Dla nas jest to koszmar, nie jesteśmy władne by decydować o odbieraniu życia naszemu ukochanemu kocurkowi. Niestety 7 kwietnia staje się najgorszym dniem w naszym domu i życiu - maleństwo odchodzi. Chcąc oszczędzić cierpienia decydujemy się na zastrzyk.... Od tamtego dnia minęło 13 dni, ból w sercu większy niż się można było spodziewać, czasem myślę, że nie mam już łez, a pisząc to same cisną się do oczu... Pustka w domu ... pozostałości ostatniego wyczesywania na szczotce, każdy włos na ubraniu ląduje w małym pudełeczku... tak trudno się pogodzić z myślą, że po 12 latach i 8 miesiącach zabrakło mojego najwierniejszego, mruczącego przyjaciela.... dobrze, że została kicia, ale ona jest już inna... dziękuję Bogu za każdą chwilę, którą pozwolił mi z nim spędzić. A Pani doktor M. ?- lekarz z powołania, walcząca razem z nami do końca... Czy w klinice, czy w domu... w nocy... zawsze pomocna, zawsze ratująca... komentarz do artykułu stał się moją spowiedzią, może oczyszczeniem z żalu po stracie... ale pamięć i pustka w sercu pozostaną na zawsze...
awa 18-03-2012 21:40:45
zgłoś do moderacji Trafiłam na tą stronkę przypadkiem, szukałam strony poświęconej zmarłym kotom, wiem, że jest strona tęczowy most ale zauważyłam, że jest poświęcona tylko psom, zależało mi na znalezieniu analogicznej odnośnie kotów. Uważnie przeczytałam w/w artykuł, tak wiele tam o mnie, tak wiele o moim kochanym kotku, który odszedł na zawsze 4 marca, tak bardzo mi go brakuje, ale wiem tez że na zawsze będzie ze mną, na zawsze będę go kochać.
Lidka Wasowska 31-10-2011 20:01:29
zgłoś do moderacji Myślę, że mój wpis o kociej starości pasuje do tego artykułu Przyjaciółka (nie właścicielka) prawie 20-letniej Pusi
Nie pamiętam hasła
Chcesz dołączyć do nas ? Zarejestruj się
 

Encyklopedia Ras

Maine Coon

Pochodzenie rasy Maine Coon może stanowić doskonały scenariusz filmu detektywistycznego.
Więcej o tej rasie

Polub nas na Facebooku!

Innowacyjna gospodarka Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego