cookies
Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.
Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.
Terapia kotem
Świat Kotów: Jak to się stało, że zaczął się Pan zajmować felinoterapią?
Mirosław Tomasz Wende: Najpierw interesowałem się ogólnie terapią za pomocą zwierząt, np. oglądając materiały na ten temat na kanale National Geographic. Zgłębiałem temat, patrzyłem jak to robią za granicą i stwierdziłem, że można przenieść to na grunt polski. Potem zadziałał przypadek, bo zostałem zaproszony do szkoły z kotem, żeby dzieci obejrzały rasowe zwierzę. I od tego się zaczęło. Była to klasa integracyjna, jedno z dzieci było upośledzone, miało zespół Downa.
Potem byłem świadkiem innej sytuacji, gdy kota ode mnie nabyła rodzina, gdzie syn cierpiał na schizofrenię. Darek pierwszy raz wyszedł sam z domu, gdy była potrzeba pójścia z kotem do weterynarza. Potrafił powiedzieć co i jak, potem dzwonił do weterynarza i opowiadał jak się kotek czuje. Był to postęp w leczeniu.
ŚK: Czy to zainteresowanie felinoterapią ma związek z Pana zawodem? Jest Pan terapeutą?
MTW: Nie, jestem chemikiem i pracuję w laboratorium ochrony środowiska. Posiadam natomiast zaświadczenie, otrzymane po odbyciu kursu na felinoterapeutę.
ŚK: Czyli takie kursy są Polsce organizowane? Jakie wymagania trzeba spełnić, aby zostać felinoterapeutą?
Tak, kursy odbywają się w Warszawie. Po pierwsze trzeba mieć kota, który się do tego nadaje. Po drugie trzeba umieć zainteresować ludzi kotem. Po trzecie kotek nie może być lękliwy, musi znosić podróże, dużo rąk do głaskania. Podczas zajęć ani jednej stronie, ani drugiej nie może się nic stać. Ani ludziom, uczestniczącym w spotkaniu, ani kotu.
ŚK: Zatem więcej wymagań musi spełnić kot niż człowiek?
MTW: Po równo. W szkole, gdzie prowadziłem zajęcia, musiałem przejść przez gęste sito nauczycieli i pedagogów, którzy na początku ze mną rozmawiali. Zresztą większość zajęć oni prowadzą, ja właściwie jestem tylko na dodatek.
ŚK: Która rasa kotów najlepiej się sprawdza podczas felinoterapii?
MTW: Jako pierwsze do felinoterapii były wykorzystywane ragdole, bo na rękach u człowieka zachowują się jak szmaciana lalka. Stają się takie „obwisłe”, miękkie, ludzie mają odczucie, że nic im nie grozi, mają nad kotem „władzę”. Poza tym wszystkie rasy się nadają, nawet kotki domowe – europejskie. Kiedyś słyszałem, że ktoś poszedł na terapię ze sfinksem, kotem bez włosów. Nie wypadło to tak, jak powinno. Pani Kinga Lelek, która przeprowadziła pierwsze w Europie badania nad felinoterapią, odkryła, że najważniejszy jest kontakt z włosem kota, a potem cichość i miękkość zwierzęcia. To dla człowieka biorącego udział w felinoterapii jest najważniejsze.
ŚK: Czy felinoterapia to zajęcia z udziałem kota czy także sam kontakt z kotem w domu wpływa na człowieka pozytywnie?
MTW: Podam pani przykład. W Warszawie w szpitalu psychiatrycznym jest kotka, która pracuje na etacie. I to ona właśnie powoduje, że ludzie są spokojniejsi. Mówi się, że wprowadzając koty do szpitali lub domów opieki, obniża się koszty leczenia. Ja miałam babcię, która miała 105 lat i przebywając w domu opieki mówiła: „pewnie myślicie, że jak nam dacie dom to już będzie wszystko w porządku, ale my tęsknimy także za zwierzętami, za roślinami, za dbaniem, podlewaniem, opiekowaniem się”. Wprawdzie do domu opieki nie wprowadzono zwierząt, ale dano tam kwiaty i ludzie przestali się nudzić.
Znam też osobę, która chorowała na depresję. Kot sprawił, że zaczęła otwierać się na świat. Teraz żyje już normalnie i podkreśla, że to dzięki lekom, ale i dzięki kotu. Bo trzeba wiedzieć, że kot nie zastąpi lekarstw, może być tylko ich uzupełnieniem. A sam felinoterapeuta musi usunąć się w cień, bo terapia polega na nawiązaniu kontaktu chorego z kotem.
ŚK: Czyli obecność kota w domu wpływa też na kondycję psychiczną ludzi zdrowych?
MTW: Tak. Podobno w domach, gdzie żyją koty, występuje dużo mniej agresji. Jak się wchodzi do domu, gdzie mieszka kot, to czuć tę siłę spokoju…
ŚK: A jak wyglądają zajęcia z dziećmi w szkole?
MTW: Program zajęć pomogła mi opracować pani dr Kamińska, z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego z Zakładu Edukacji Muzycznej w Bydgoszczy. Połączyła je z muzykoterapią, potem dodała do tego także biblioterapię, czyli czytanie. Jak to wygląda? Na początku zawsze jest piosenka, dzieci witają się z kotem. W moim przypadku śpiewają „Witaj Gucio, witaj Gucio, kocie nasz, kocie nasz. Wszyscy cie lubimy, wszyscy cię kochamy, miał miał miał, miał miał miał”. Wymyśliliśmy formułę podróży przez Polsce. Czyli podczas gdy kot przechodzi z rak do rąk, dzieci śpiewają „Jedzie pociąg z daleka”, „Płynie Wisła płynie”, „Krakowiaczek jeden”, bo „mijamy” Warszawę, Kraków itp. Dlatego też zwierzę musi być jak najbardziej spokojne. Hałas może kota spłoszyć, a powtarzam, że w czasie tych zajęć nie może się nic nikomu stać.
Jedna osoba w Polsce wykorzystuje do terapii kota głuchego, białą kotkę. Wzbudza to pewne kontrowersje, ale ja powtarzam – najważniejsze jest bezpieczeństwo, a ten kot się nie denerwuje, bo nie słyszy. Gucio jest nadzwyczaj spokojnym kotem, koło niego mogłaby armata strzelać, to by tylko jedno oko otworzył, na zasadzie „Przenieś mnie kawałek dalej, żeby mi się nic nie stało”. Ale miałem też w domu kotkę, u której dzwonek do drzwi powodował panikę. Nigdy bym się nie zdecydował wziąć takiego kota na zajęcia.
ŚK: A czy koty muszą spełnić jakieś wymogi sanitarne?
MTW: Przed każdą wizytą kot idzie na odprawę weterynaryjną. Jest sprawdzane czy nie ma gorączki, czy ma przycięte pazurki. Jest kąpany przed i po, bo ma kontakt z wieloma osobami, które mogą mieć problemy skórne. Poza tym dzieci lub dorośli również muszą mieć możliwość umycia rąk przed i po zajęciach.
ŚK: Czy zdarzyła się Panu sytuacja, że coś się stało, np. kot zaatakował dziecko?
MTW: Nie, nie byłem świadkiem takiej sytuacji. Ale kiedyś podczas zajęć okazało się, że dziecko ma alergię na koty, o czym nikt nie wiedział. Pani powiedziała, że niestety musi wyjść z zajęć, ale on zdecydował, że zostanie z tyłu klasy, ale nie wyjdzie. Agresji, zarówno u ludzi, jak i zwierząt, nie widziałem. Zawsze dzieci i dorośli reagują „Szkoda, że kotek już idzie”.
ŚK: Czy felinoterapia opiera się na konkretnych działaniach terapeutycznych czy chodzi tylko o kontakt i zabawę z kotem?
MTW: O tym decydują opiekunowie, pedagodzy i psychologowie, którzy są obecni na sali podczas zajęć. Mogą się starać przekonać dziecko, które się boi kota, aby go dotknęło. Byłem świadkiem sytuacji, gdy chłopak dotknął kota po 8 miesiącach. Wcześniej się bał.
ŚK: A Pan prowadzi także hodowlę kotów, prawda?
MTW: Nie, już nie prowadzę. Koty są teraz tylko moimi mieszkańcami. Byłem hodowcą, miałem i mam tych kotów kilka, ale bardziej sprawiało mi przyjemność patrzenie jakie są piękne, niż jeżdżenie na wystawy. Zresztą mój zawód nie pozwala mi na to. Kiedy ostatnio były u mnie kocięta, to znalazłem im nowy dom. Jak ktoś sobie kotka wymarzył, starsza pani albo dziecko, to oddałem za przysłowiową złotówkę. Kot nie może iść do ludzi za darmo, bo potem go nie będą szanować.
ŚK: A jak wygląda felinoterapia w Polsce? Ile osób się tym zajmuje?
MTW: Na kursie było ze mną kilkanaście osób, m.in. hodowcy. Nie wiem jak to wygląda teraz, ale jak ja zaczynałem zajmować się felinoterapią, to Polska była czwartym lub piątym krajem w świecie, który się tym interesował. Wyprzedzili nas Czesi, którzy zrobili z felinoterapii wielki program narodowy, dostali na to zresztą dofinansowanie. U nas takie zajęcia odbywają od czasu do czasu w szkołach i przedszkolach, nie tylko felinoterapia, ale i dogoterapia. A na przykład pan terapeuta Szymon Godawa prowadzi felinoterapię i bajkoterapię w swoim gabinecie.
ŚK: A jakie ma Pan plany na najbliższy czas?
MTW: Zostałem zaproszony na krótką prelekcję w Muzeum Etnograficznym w Toruniu. Tematem spotkania jest kot i jego funkcja, jaką spełniał na wsi dawniej, a ja uzupełnię o to co potrafi robić obecnie. W związku z tym zostanie zaprezentowana także felinoterapia.
ŚK: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Kaliszewska - Šterbáková