cookies
Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.
Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.
Pseudohodowle
Na pewno wśród osób hodujących rasowe zwierzęta bez rodowodów trafiają się ludzie kochający wszelkie stworzenia i zapewniający im prawidłową opiekę, ale jest to raczej wyjątek potwierdzający regułę.
Najczęściej, niestety, są to ludzie, którzy swoje rasowe (?) koty traktują jako maszynkę do zarabiania pieniędzy. Jako rzecz. A jak się popsuje, no cóż, zawsze można wymienić ją na lepszy, nowszy, sprawniejszy model. Panuje tu zasada „im więcej, tym lepiej”. Kocice są eksploatowane, dosłownie do bólu. Zachodzą w ciążę przy każdej rui, co prowadzi do ciężkich uszkodzeń ciała. Wtedy stają się już niepotrzebne i zostają albo wyrzucone, albo uśmiercone.
Pseudohodwcy krzyżując ze sobą zwierzęta, mając na uwadze tylko brzęczącą monetę i nie przejmując się żadnymi zasadami. Bardzo często stosują chów wsobny, co prowadzi do wielu genetycznych schorzeń przenoszonych z pokolenia na pokolenie. Przez takie zachowanie w miocie nierzadko trafiają się kociaki z rozszczepem podniebienia czy kręgosłupa. W cierpieniu przeżywają najwyżej 3 dni. Tak samo jak zasadami rozmnażania, „hodowcy” nie przejmują się zachowaniem czystości rasowej. Najważniejsze jest to, by kot przypominał jak najbardziej wymaganą rasę. Reszta jest nieistotna.
Zarówno maszynki do robienia pieniędzy, jak i żywy towar (czyli kociaki na sprzedaż) mają zapewnioną minimalną opiekę, czyli tylko taką, która pozwoli im przeżyć. Wiadomo, dobra i wartościowa karma kosztuje, tak jak i prawidłowa opieka weterynaryjna czy zapewnienie przynajmniej przyzwoitych warunków bytowych. Dla takich pseudohodowców liczy się tylko ich stopa życiowa. Im więcej da się wyciągnąć dla siebie, tym lepiej. A zwierzęta, no cóż zwykła ciasna, najczęściej brudna klatka, sprzątanie wszak to kolejny wysiłek, powinna im wystarczyć. Przecież mają tam towarzystwo innych zwierząt, więc co z tego, że w tak małej klatce jest ich tak dużo? A to, że często brodzą we własnych odchodach, nie mają dostępu do świeżego powietrza, zimą marzną, a latem cierpią z powodu wysokich temperatur, co doprowadza kociaki do różnych chorób nie jest istotne.
Wydawanie pieniędzy na weterynarza nie wchodzi w grę. Pożywienie jest marnej jakości, a bywa, że podawane jest z rzadka i to w ilościach minimalnie wystarczających do przeżycia. O takiej fanaberii jak zapewnienie kotom kontaktów z człowiekiem nie ma nawet co wspominać. Kto by tam chciał obcować z przedmiotem przeznaczonym na sprzedaż.
Każdy, kto pokusi się o zakup wymarzonej rasy z pseudohodowli po okazyjnej cenie, zdrowo się na tę natnie. Małe kociaki zabierane są od matki zbyt szybko, najczęściej są też chore, niedożywione, nieodrobaczane i nieszczepione. Leczenie takiego biednego malucha może i najczęściej pochłania drugie tyle, ile kosztuje prawdziwy rasowy kot z rodowodem. Prawdziwi hodowcy niemal zawsze starają się, by ich kociaki trafiły w dobre, odpowiedzialne ręce. Pseudohodowcy absolutnie się tym nie przejmują. Bywa więc i tak, że chore kociaki są przez kolejnych nieodpowiedzialnych opiekunów zabijane bądź też wyrzucane na bruk, kiedy ci zorientują się, że okazyjny zakup wcale nie był taki okazyjny, a leczenie pochłonie majątek.
Nawet jeśli trafi się pozornie zdrowy kociak, później może się okazać, że schorzenia, ze względu na niezachowanie zasad prawidłowego rozmnażania, pojawią się u niego w późniejszym wieku.
Niestety, najczęściej pseudohodowcy pozostają bezkarni, tym bardziej że według kodeksu cywilnego zwierzę jest rzeczą. Niewielki promyk nadziei na polepszenie życia kociaków daje zapis w Ustawie o ochronie zwierząt, który mówi, że przetrzymywanie zwierzą w złych warunkach stanowi jej naruszenie. Jeśli zostanie ono stwierdzone, zwierzę staje się przedmiotem procesu sądowego i przechodzi pod opieką służb weterynaryjnych. W praktyce jednak najczęściej pseudohodowca zostaje pouczony i otrzymuje nakaz poprawy jakości życia zwierząt. Jeśli się nie dostosuje w określonym terminie, dopiero wtedy zostaje wytoczony mu proces.
Chyba jedynym sposobem, chociaż piszę to z bólem w sercu, ponieważ szkoda mi tych biednych kocich istnień, na zakończenie działalności pseudohodowli, jest niekupowanie „rasowych” kotów z podejrzanych źródeł. Jak wiadomo popyt rodzi podaż, jeśli tego pierwszego zabraknie, jest szansa, że handlarze żywym towarem przerzucą się na handel czymś nieożywionym.
Pamiętajcie – kot rasowy, to kot z rodowodem. A żeby dostać rodowód, trzeba być zarejestrowanym hodowcą, trzeba traktować swoje koty zgodnie z zasadami narzucanymi przez organizacje felinologiczne. Samo wydanie rodowodu nie jest drogie, więc jego brak powinien natychmiast budzić podejrzenia. No i każdy, kto bliżej poznał prawdziwych hodowców wie także, że na hodowli się nie zarabia, że to nie zawód, a życiowa pasja, do której raczej trzeba dopłacać. Pseudohodowca na pewno nie dopłaci.