cookies
Serwis internetowy swiatkotow.pl używa plików cookies.
Korzystając ze strony internetowej www.swiatkotow.pl wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies.
Rozwiesza wiersze z podobizną kota na kamienicach. Po co?
Gdziuk krąży po całym mieście, znacząc teren strofami grafomańskiej poezji. Tabliczki z wierszami i podobizną kota Gdziuka wiesza Piotr Wilczek, grafik z agencji reklamowej. Mieszka z rodziną w Józefosławiu. Na progu jego domu w Józefosławiu pręży się brązowy, pręgowany kocur.
Magdalena Dubrowska: To Gdziuk?
Piotr Wilczek: Nie, to Bazyl. Gdziuk nie żyje od ponad 30 lat. Trafił do naszego domu w sposób dramatyczny i tak samo zszedł z tego świata. Rzecz miała miejsce w Algierii, mój ojciec był tam na placówce. Dwa piętra nad nami mieszkała szwajcarska rodzina. Pewnego dnia facet wstał rano, zapalił papierosa i bum, wszystko wybuchło. Nieszczelna instalacja. Nikt nie zginął, ale od razu przyleciał helikopter i zabrał rodzinę do Szwajcarii. Wszyscy zapomnieli, że mieszkał tam także kot. Nic mu się nie stało, oprócz tego, że przypalił futro, wąsy i uszy. Już do końca życia nie miał spiczastych uszu jak kot, tylko zaokrąglone jak miś.
Wałęsał się po podwórku, więc go przygarnęliśmy. Był z nami cztery lata. W nocy wychodził na polowanie i wracał nad ranem. Aż pewnego dnia nie wrócił. Nie było go kilka dni. W końcu przyszedł, ale jedną łapę miał zdartą do kości. Jak się okazało, wyjadał pewnemu ornitologowi ptaszki z klatek. Ten się zorientował i zastawił na kota sidła. Trzeba było Gdziuka uśpić, bo wdało się zakażenie. Kiedy wróciliśmy od weterynarza, na ulubionym krześle Gdziuka siedział ptak. Szary jak nasz kot, w ogóle się nas nie bał i miał tępy wzrok - jak nasz kot. Dla nas to był znak, że Gdziuk jest już w kocim niebie.
A w jaki sposób stał się ulicznym podmiotem lirycznym?
- Pisać wiersze zacząłem chyba siedem lat temu. Zastanawiałem się, co z nimi zrobić, nie bardzo wierzyłem, że ktoś zechce je wydać. Można własnym sumptem, ale po co? Pisanie zawdzięczam mamie, dziennikarce, autorce książki "Zabawy słowem". Zawsze było dla niej ważne, żeby dobrze posługiwać się językiem, potrafić się wysławiać precyzyjnie i poprawnie. Drugą moją pasją od czasów studiów na wzornictwie przemysłowym jest przestrzeń miejska, tłum ludzi, samochody, autobusy. Wymyśliłem więc, że będę drukować teksty na tabliczkach i wieszać w mieście. Postanowiłem wtedy wskrzesić Gdziuka jako moje alter ego.
Ale dlaczego akurat kot, a nie po prostu Piotr Wilczek?
- To nie tak, że się ukrywam. Ale mam wrażenie, że skoro te wiersze są do czytania na ulicy, to podpisane przez jakąś komiksową, śmieszną postać stają się bardziej wiarygodne. Poza tym zawsze lubiłem koty. Teraz mam trzy.
Kiedy Gdziuk zadebiutował?
- Cztery lata temu nazbierało się tych moich tekstów tyle, że wydrukowałem pierwszą partię - 17 wierszy. Pierwsze cztery powiesiłem nad Wisłą przy betonowych schodach na wysokości Starego Miasta. Trzech już nie ma. Od tamtej pory przykleiłem w Warszawie około 70 tabliczek. Zawsze wieszam partiami po 17 utworów.
Są w różnych dzielnicach: w Śródmieściu, na Mokotowie, Żoliborzu, Woli. Czy wybiera pan miejsca według jakiegoś klucza?
- Może mówmy sobie po imieniu? Ten oficjalny styl nie bardzo pasuje do Gdziuka. Mieszkam pod Piasecznem, a pracuję w okolicach Centrum Olimpijskiego, więc najwięcej tabliczek jest w rejonie, przez który przejeżdżam. Na Woli jedną przykleiłem, bo akurat byłem tam przypadkiem. Na Pradze nie ma nic, bo rzadko tam bywam. Ponadto mam taki kodeks etyczny, żeby wybierać miejsca, w których tabliczki nie będą nikomu przeszkadzać. Ściany nadające się do remontu, mury już pokryte graffiti itd. Wydaje mi się, że przy akcjach w przestrzeni publicznej granica między sztuką a wandalizmem jest bardzo cienka. Wiem, że gdybym przykleił Gdziuka na zabytku albo błyszczącym biurowcu, to kogoś to wkurzy i będzie miał pretensje. Zresztą słuszne. Miejsca odludne z jednej strony ułatwiają wieszanie, nikt się nie gapi, ale z drugiej strony stamtąd tabliczki najszybciej znikają. Tak samo łatwo je zerwać, jak przykleić. Paradoksalnie, najdłużej wiszą te przy najbardziej ruchliwych ulicach. Słyszałem kiedyś, że jeżeli ktoś cię napada w tłumie, nie wolno krzyczeć: "Pomocy, ratunku!", tylko trzeba zwracać się po pomoc do konkretnej osoby, np. do pana w czerwonym płaszczu. Tłumu nie interesuje, co się dzieje. Tak samo jest w przypadku tabliczek. Jeśli milion ludzi idzie w jedną stronę, a milion w drugą, jak na Marszałkowskiej czy w Al. Jerozolimskich, to mogę sobie przyklejać, co chcę i nikt na to nie zwróci uwagi.
Jednak tabliczki giną. Sam Gdziuk zżyma się w jednym z wierszy na "ludzi sztuk nie rozumiejących, z kotem Gdziukiem tabliczki kradnących".
- Tabliczki mają różny żywot. Niektóre wiszą do dzisiaj, inne znikają po tygodniu. Kluczowe jest pierwsze 48 godzin, bo tyle czasu schnie klej. Wtedy tabliczkę można zerwać jednym szybkim ruchem. Jak przetrwa 48 godzin, jest trudniej. Moja rola ogranicza się do powieszenia tabliczki i obfotografowania jej. Potem zaczyna żyć własnym życiem. Najbardziej boli mnie, kiedy ktoś ją zniszczy, zgasi na niej papierosa.
Strona Kota Gdziuka na Facebooku ma podtytuł "Spotkanie z prawdziwie grafomańską poezją w wydaniu ulicznym". Odważne wyznanie!
- Trudno jest nazwać siebie "poetą". Tym bardziej że większość moich tekstów jest pisana z przymrużeniem oka, nawet jeśli temat jest poważny. Na tym mi zależy, bo mam często wrażenie, że we współczesnej poezji mamy do czynienia z pewną hermetyzacją, że twórcy tworzą dla twórców. Wielu tekstów poetyckich, jakie czytałem, nie potrafiłem później opowiedzieć własnymi słowami. Może dlatego, że jestem dyletantem? Zależało mi, żeby ktoś, kto przeczyta mój wiersz, był w stanie powiedzieć, o czym on jest. Stąd też nie unikam pewnej prościzny.
Z drugiej strony sięgasz do klasyki, cytujesz Władysława Broniewskiego, nawiązujesz do Dantego czy Edwarda Leara.
- Tych nawiązań jest dużo. Także do Gałczyńskiego, Tuwima, Białoszewskiego. Uważam, że rola poezji trochę się zmieniła od czasu, kiedy ci ludzie tworzyli. Sądzę, że obecnie niewiele osób zasiada wieczorem w fotelu i otwiera tomik poezji.
Wracasz trochę do tamtego stylu - do rymu, średniówki. Dziś wydaje się to dość nienowoczesne.
- Rymy w wierszu narzucają pewną dyscyplinę i pozwalają uniknąć strumienia świadomości. Kiedy rymujesz, musisz przepracować wiersz, posiedzieć nad nim, poukładać tak, żeby się wszystko zgadzało i żeby miało jeszcze jakiś sens.
Wśród wierszy Gdziuka zaobserwowałam kilka samochodowych, np. "Walc na kierunkowskaz i orkiestrę" czy ten o wiosennych oponach - mój ulubiony. To jakiś nowy gatunek - poezje motoryzacyjne?
- Nie myślałem w ten sposób. To też mój ulubiony typ wierszy, bo opowiadają o śmiesznych momentach, których każdy z nas doświadcza. Całe życie składa się z miliona takich drobiazgów. Czasami są zabawne, czasem wzruszające. Ja piszę o takich właśnie momentach. Zwłaszcza że przyjąłem też formę publikacji w mieście, na ulicy. Chciałbym, żeby ktoś, kto znajdzie taki wiersz i go przeczyta, uśmiechnął się i miał fajniejszy dzień.
Czy praca w agencji reklamowej miała wpływ na Gdziukowy projekt?
- W reklamie pracuje się dla komercyjnych klientów. W pewnym momencie zaczęła we mnie narastać chęć zrobienia czegoś, co jest niekomercyjne. Tak więc w pewnym sensie praca w reklamie pomogła mi wystartować z czymś, co obiektywnie zupełnie nie ma sensu. Ale tak sobie myślę, że im bardziej nie ma to sensu, tym bardziej właśnie ma sens. Wierszyki czasami są głupawe, a kot jest koślawy, ale sprawia mi to ogromną frajdę. A jeżeli komuś jeszcze sprawi radość, to w ogóle super!
Kota Gdziuka podróż życia
Taxi, taxi,
Taxi de Varsovie
Taxi, taxi,
Taxi de Varsovie (...)
W pierwszej kolejności do mnie więc
dociera
Woda po goleniu taksówki szofera.
Lekko przeplecione z zapachem tytoniu
przecinają wnętrze zmysłowe pach wonie.
I strawionych porów unosi się nuta
Złamana akcentem z markowego buta.
Choć na mgnienie oka się teraz pojawia
łagodna jak bryza, eteryczna woń pawia. (...)
ul. Grójecka 69
Kot Gdziuk znajduje niszę w rynku
Lato. I co konkretnie z tego wynika?
Otóż, by auto jeździło świetnie
i nie niszczyło opon bieżnika
należy zmienić gumy na letnie. (...)
Lecz ja chciałbym mieć opony wiosenne
jeździć, przeżywać przeżycia przyjemne
stać się uczestnikiem ruchu dość rzadkim,
co zostawia z tyłu ślad bieżnika w kwiatki (...)
ul. Marszałkowska 1
Manifest Kota Gdziuka
Koty są wszędzie, koty są wszędzie,
koty są wszędziej niźli łabędzie!
Koty są w szalach, koty są w szortach,
koty są w szelkach, koty w tiszertach,
koty w szeleszczących są szatach szarych
noszą szlafroki i szarawary. (...)
Al. Niepodległości 141
Najstraszniejsze słowo w słowniku Kota Gdziuka
Gdy szyldów ulicznych świetlna zgaśnie feeria
i ciemność nadciągnie prawie ostateczna,
pozostaje ostatni neon: GARMAŻERIA
budząc przerażenie okolicznych mieszczan.
Na dźwięk tego słowa ciarki przeszywają,
a puls sto dwadzieścia serce im uderza,
oczy mgłą zachodzą,
ręce szybko drgają a włosy się jeżą wtedy jak u jeża.
Piekielna sklepowa, żona Lucyfera spytana: "Gdzie kluski dostanę dla teścia?"
syczy skracając nazwę GARMAŻERIA:
"Na GARMAŻU - dziś są po trzy dwadzieścia." (...)
Żródło: http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,14801774,Rozwiesza_wiersze_z_podobizna_kota